KALKUTA - na targu kwiatowym

Z Kalkuty nie można wyjechać bez wizyty na  Mullikh Ghat Flower Market. Nie jest to takie zwykłe targowisko, jakich wiele w tej części świata. Ten targ jest wyjątkowy. To jeden z największych targów kwiatowych w całych Indiach a nawet w Azji. Tuz obok rzeki Hooghly i słynnego kalkuckiego mostu  Howrah od ponad 150 lat zadomowił się bazar, gdzie kwiaty można kupić na kilogramy i na metry. Z pól Zachodniego Bengalu trafiają tutaj kwiaty aksamitek, róż, lotosu, słonecznika, chryzantem i wielu, wielu innych. Najbardziej jednak cenionym jest  śnieżnobiały kwiat, zbliżony do jaśminu-white togor flower. Trudno jest zdjęciami oddać atmosferę jaka tam panuje. Od nadmiaru kolorów i zapachów już po kilku minutach może zakręcić się w głowie. Zmysły pracują pełną parą. Tematów do zdjęć jest aż za dużo. Panujący tu  ścisk i harmider mogą lekko męczyć. Tragarze noszący na głowie towar przeciskając się przez tłum sprzedających nie zważają na nikogo, zwłaszcza na białych gapiów. Uważać trzeba bardzo, aby nie wyjść z targu ze zbyt dużą ilością siniaków. Ja parę razy zaliczyłam łokieć kulisa.

Już od czwartej rano handlarze kwiatów zaczynają swoją pracę. Część sprzedawców mieszka na targowisku. W ledwo skleconych budach, wypełnionych po brzegi pachnącym towarem, spędzają całe swoje życie. Od samego rana zaplatają różnokolorowe girlandy, układają kwiaty w bukiety, tworzą różnobarwne kompozycje. Na bazar co dzień przybywa około 2 tyś handlarzy kwiatów. Handel tym towarem w Indiach to wielki biznes. Kwiaty w kulturze indyjskiej odgrywają ważną rolę. Towarzyszą wszelakim obrzędom religijnym, modlitwom, uroczystościom, przyjęciom. Są obecne w życiu każdego Hindusa od narodzin aż po śmierć. 


Dominującym kolorem jest pomarańcz i żółty. Róznorodność odmian i odcieni nagietków jest niewiarygodna. Od ich mdłego zapachu kręci w nosie. Własnie z tych kwiatów wyplata się najwięcej łańcuchów, które potem upinane są w girlandy. Handlarze z dumą prezentują swój zawsze świeży towar. Nawołują i zachęcają do kupna. A konkurencja jest ogromna. Nie wyobrażam sobie jak udaje się im sprzedać tyle towaru każdego dnia. A towar wielce nietrwały przecież.

Na Flower market co dzień sprzedaje się tysiące kilogramów świeżych kwiatów. Nasuwa się pytanie, co Hindusi z taka masą kwiatów robią? Otóż większość kwiatów trafia do świątyń, zarówno tych dużych, jak i maleńkich, przydomowych. W Indiach jest ich niezliczona ilość, zresztą tak jak bogów i bóstw. Obliczono,że hinduistyczny panteon składa się ze 108 000 bóstw. Wymienienie choćby większości jest niemożliwe. Ktoś, kto jeździ do Indii lub interesuje się ich tematykom, wie, że istnieje cos takiego jak trimurti, czyli wielka trójka Bogów. Są nimi: Brahma-stworzyciel, Wisznu- bóg utrzymujący świat, Sziwa- bóg niszczyciel. Reszta to ich wcielenia. Pojawiają się oni wielokrotnie na Ziemi w postaci właśnie takich wcieleń. Mają żony, dzieci, rumaki, pomocników. I każdy z nich ma swoich wyznawców. Np  Byk Nandi jest wierzchowcem Sziwy. Często można go spotkać przed wejściem do Świątyń. On sam jest też czczony, ma swoje świątynie. Ponadto, oprócz tych głównych bóstw  i ich wcieleń są bóstwa lokalne, plemienne a nawet domowe, od wieków związane z konkretną rodziną. Często tez to samo bóstwo ma kilka nazw. W Indiach każdy może sobie znaleźć takiego boga , jaki mu pasuje, odpowiada jego potrzebom. Temat bóstw i bogów indyjski jest nie ogarnięcia przez zwykłego śmiertelnika. Każdy Bóg domaga się ofiary w postaci kwiatów, kadzideł, owoców. Stąd też zapotrzebowanie  na taki towar jest ogromne.

Chcąc zapewnić sobie pomyślność, ludzie ofiarowują swojemu bóstwu właśnie kwiaty. Oddawanie czci Bogu w Indiach nazywa się pudżą.  Można ją odprawiać w świątyni, przy domowym ołtarzyku, ulicznej kapliczce, na plaży.

Na targ najlepiej przyjechać z samego rana. Czym wcześniej, tym lepiej. Co prawda bazar czynny jest do godzin wieczornych, ale któż by czekał z wizytą do wieczora?  Wszystkie targi wcześnie rano emanują największą energią. Towaru jest wtedy w bród i ludzi najwięcej. To miejsce jest jedyne i niepowtarzalne. I nie ma się czemu dziwić, ze przyjeżdża tu wielu fotografów. Nie wyobrażam sobie, żeby można było pominąć takie miejsce jak Malikh Flower Market

A gdy już nasycimy się widokiem handlarzy i kwiatów z bliska, warto wejść na most i obejrzeć całe to widowisko z góry. Zaręczam Was, że nie będziecie chcieli stamtąd odejść. 


Tuz obok targu można zajrzeć na Chotelal Ghat. Ghaty to miejsce w Indiach , gdzie zawsze dużo się dzieje. W języku Hindi oznacza tyle co stopnie schodzące ku rzece. Wyznawcy Hinduizmu dokonują w wodzie kąpieli rytualnej, podczas której się modlą i oczyszczają z grzechu. Rzeka Hooghly, która płynie przez Kalkutę jest odnogą Gangesu, jest więc święta, idealnie nadająca się do zmycia wszystkich grzechów. Trzeba przyznać, że kolor wody i jej przejrzystość nie wygląda zbyt zachęcająco. Ale to my ją tylko tak odbieramy. Hindusom to kompletnie nie przeszkadza. Przy okazji kobiety robią pranie, kąpią się.  
Miejsce jest o tyle atrakcyjne, że położone tuż przy samym słynnym kalkuckim moście.

Posążek Boga Hanumana
Bez wątpienia, targ kwiatowy jest numerem jeden w  Kalkucie. Jednak nam wizyta na jednym targu nie wystarczyła, zwłaszcza, ze byliśmy w dzielnicy bazarowej. Bardzo namawiam na penetrację Bara Bazar. W plątaninie ciasnych uliczek, gdzie pochowanych jest mnóstwo sklepików warsztatów, bez trudu można poczuć klimat prawdziwej Kalkuty, miasta zrodzonego z handlu.
Zanim przybyli tu Anglicy, kupcy z Kalkuty parali się handlem przędzom oraz wszelakiego rodzaju suknami. Handlowano kaszmirskimi szalami, jedwabiami z Persji i Benaresu. Na rynku słychać było  wiele języków, od perskiego, arabskiego, żydowskiego po ormiański, chiński, birmański. Tu bije serce Kalkuty.Handluje sie tu dosłownie wszystkim. Bara Bazar stał jednym z największych rynków hurtowych w całej Azji. Tutaj przyjeżdżają handlowcy z ościennych państw, takich jak Birma, Bangladesz, Nepal. Mówi się, że tu można sprzedać wszystko i wszystko kupić, nawet "ogony krowy z Tybetu i oko tygrysa😀".
Dzielnica zabudowana jest kilkupiętrowymi domami, mocno zniszczonymi, aczkolwiek bardzo interesującymi od strony architektonicznej. Panuje tu niemiłosierny ruch. Chodniki zapełnione są sprzedającymi, a postawione na chodnikach budy uniemożliwiają swobodne poruszanie się po nich. Wtedy nie zostaje nic innego jak wejście na mocno ruchliwą ulicę, po której jeżdżą wszystkie pojazdy świata: rowery, riksze rowerowe, tuk-tuki, autobusy, tramwaje, ciężarówki, i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze.
Bara Bazar jest podzielony na sektory. Każdy z nich specjalizuje się w innej branży. Jest ich aż 25. My nie mieliśmy jakiegoś szczegółowego planu Bazaru , szliśmy w kierunku mostu. Prowadziła nas wyłącznie intuicja. 

Natrafiliśmy na plac, gdzie sortowano i sprzedawano mandarynki i pomarańcze.

Cały ogromny plac był koloru pomarańczowego. Chyba zapach nas tu przywiódł. Mężczyźni z wielka pieczołowitością przebierali owoce a potem segregowali wg. wielkości, dojrzałości a nawet koloru. Te najładniejsze układali w piramidki.

Sposobności do portretowania tragarzy było mnóstwo. Często sami się domagali fotografowania. 


Bazary w Indiach są zawsze interesujące. Pobudzają wszystkie nasze zmysły. Zapachy, smaki, kolory i nieustający hałas hipnotyzują przybysza. Tu można podpatrzeć życie zwyczajnych ludzi, prostych, utrudzonych, ale mimo wszystko pogodnych. Jeśli chcemy poznać kulturę od jej autentycznej strony, koniecznie musimy odwiedzić miejscowy bazar.


Choć podczas naszych wielokrotnych podróży po Indiach widzieliśmy wiele targowisk, to zawsze odwiedzamy takie miejsca z ciekawością. One zawsze wywołują u mnie wielkie emocje. Zachowuję się tak, jakbym była na nich pierwszy raz. 




14 komentarzy:

  1. To niesamowite miejsce, takie must see w Kalkucie. Nie wyobrażam sobie wizerunku tego miasta bez targu kwiatowego. Pięknie to pokazałaś. Ula mamy bardzo podobne podejście do poznawania Indii. Dzięki za kolejny bardzo ciekawy i pięknie zilustrowany wpis. pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie wizyta na lokalnym rynku jest obowiązkiem. Gdziekolwiek jesteśmy zawsze je odwiedzamy, a ten jest cudowny. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo zderzenie z tragarzem nie należy do przyjemności. Oni jak tarany się przemieszczają. Nie ma się czemu dziwić, na głowie mają spore ciężary. Wasz post o targu rybnym w Bombaju podobał mi się bardzo. Też cudowne miejsce. Dzięki za przybycie. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Tak jest, bazary to najlepsze miejsca, gdzie można wczuć się w atmosferę lokalnej społeczności, a że Hindusi lubią, jak im się okazuje zainteresowanie, to okazji do ciekawych sytuacji nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ulko dziękuję za tak kolorową i interesującą galerię (w ten deszczowy dzień), jak zawsze MEGA ��. Szkoda tylko, że nie mogłam dopieścić zmysłów i poczuć tego �� ale od czego jest wyobraźnia ��. Fotki jak zawsze kładą na łopatki ������. Pozdrowionka ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniczko, super , ze sie spodobało. Dzieki za przybycie. A pogoda rzeczywiscie dzis jesienna. Sciskam mocno:))

      Usuń
  4. Sorki za te znaki zapytania. Teraz wiem, że nie wstawia się buziek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ula, świetnie pokazałaś koloryt Indii, kolejna interesująca odsłona. Piękne zdjęcia i wciągający opis, super relacja!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabi, inaczej sie nie da. One są niepowtarzalne. Dziekuję i pozdrowienia przesyłam, mocno deszczowe:))

      Usuń
  6. Niesamowite miejsce ten targ z kwiatami, nigdy czegoś takiego nie widziałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, jak byłam tam pierwszy raz to myślałam, że oszaleje z nadmiaru emocji. Za drugim razem było już lepiej. Indie są incredible. ❤️❤️ Caluski

      Usuń
  7. Niezwykle interesująca i wciągająca fotorelacja.
    W Indiach czujesz się jak ryba w wodzie i oddajesz atmosferę tego kraju na 1000 %. Poczułam klimat, zapachy targu kwiatowego i bazaru.
    Świetny wpis!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Renato.Oj tak, masz racje, nigdzie nie jest mi tak dobrze jak w Indiach. Zachłystuje sie tam wszystkim. Ludzmi, zapachami, kolorami, zabytkami, przyrodą, jedzeniem , dosłownie wszystkim. Bardzo bym chciała znów tam pojechac. Może troche przynudzam Kalkutą, ale nie mogę sie z niej wyrwać. Właśnie pisze kolejny wpis. Bardzo dziekuje za przybycie, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Copyright © PODRÓŻE Z KORDULĄ , Blogger