Bombaj obok Delhi i Kalkuty to ważne miasto Indii. Choć nie ma tylu zabytków co w Delhi i kolonialnego klimatu jak w Kalkucie, jest niezwykłą mieszanką kulturową, swoistym tyglem. Tutaj żyją obok siebie Hindusi, Żydzi, Parsowie, Chrześcijanie, Buddyści, Muzułmanie, Dżiniści. Każdy dba o swoje obyczaje, tradycje, stroje. Ta niezwykła mieszanka sprawia, ze miasto jest żywiołowe, pełne energii i indyjskiego chaosu.
Nasze zwiedzanie Bombaju zaczniemy od plaż. Powiecie, co to za atrakcja ? Otóż plaże w Indiach zdecydowanie różnią się od tych, które znamy z naszych szerokości geograficznych. Wcale nie dlatego , ze inaczej wygadają, no może trochę inaczej pachną , ale dlatego, że na tych plażach dzieją się rzeczy, których nie zobaczymy u nas. Hindusi nie wylegują się na piasku tak jak my, nie przebierają się w odważne kostiumy kąpielowe, nawet ich kąpiel w morzu wygląda zupełnie inaczej.
W Bombaju plaż jest wiele. Są jednak dwie, na które warto zajrzeć, zwłaszcza o zachodzie słońca. Jedna to Chowpatty a druga Juhu. My właśnie nieopodal tej drugiej mieszkaliśmy.
Plaże w Bombaju są mocno zanieczyszczone, Chowpatty szczególnie. Uznana została za jedną z najbrudniejszych plaż świata. Ale mieszkańcom Bombaju wcale to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Tłoczno tam, zwłaszcza wieczorem. Hindusi uwielbiają zachody słońca , zachowują się wtedy jak małe dzieci, żywiołowo reagują a jednocześnie jest w tym spektaklu coś mistycznego. Woda kompletnie nie nadaje się do pływania. Myślę nawet, że moczenie stóp nie jest wskazane. Ale to przecież Indie. Skoro regularnie w brudnym Gangesie odbywają rytualne oczyszczające kąpiele, to co dopiero w morzu, które na pierwszy rzut oka wcale tak źle nie wygląda. Spacerując po plaży musieliśmy mocno wytężać wzrok aby nie wdepnąć w to i owo.
Na plaży jest bardzo dużo dzieci. Przychodzą tu pobawić się i załatwić swe potrzeby fizjologiczne. A tak naprawdę, to one tu po prostu mieszkają. Wcale nie muszą przychodzić. Nie mają ubikacji i łazienek, a siku trzeba przecież gdzieś zrobić. Ale czy na siku się tym razem skończyło ? Nie wiem.
Masa ludzi i ścisk na plaży mnie mocno zaskoczył. Wiedziałam, że przychodzą tu każdego popołudnia aby pospacerować, spotkać się się, coś zjeść. Ale żeby aż w takich ilościach? Potem okazało się, że przychodzą tu też w innych celach. Zobaczcie sami w jakich.
Przychodzą odprawić modły przy zachodzącym słońcu i porozmawiać z Bogiem. Każdy inaczej, zgodnie ze swoja religią. Chociaż w Indiach z tolerancją nie jest do końca tak idealnie, to jest o niebo a może nawet o dwa nieba lepiej niż u nas.
Przychodzą nacieszyć się ciepłą wodą Morza Arabskiego. Radość z kąpieli jest ogromna. Hindusi mają w sobie coś z małych dzieci. Są łatwowierni i potrafią się cieszyć małymi rzeczami.
Przychodzą także pograć w krykieta. Trzeba Wam wiedzieć, że Hindusi kochają ten sport, i są w tym naprawdę dobrzy. Tak jak u nas kiedyś chłopcy grali w piłkę gdzie się dało, tak tutaj na każdym kroku można spotkać młodych Hindusów z kijami, uganiających się za piłeczką.
Przychodzą z nadzieją, że znajdą skarby, które odmienią ich życie. Morze przecież jest łaskawe. A tak na prawdę, wielu przychodzi tu do pracy.
I tak by można bez końca wyliczać. Dzieje się tam dużo, zresztą jak w całych Indiach. Spacerowaliśmy po plaży dwa popołudnia i coraz bardziej wsiąkaliśmy w atmosferę tego miejsca. Nawiązywaliśmy znajomości. Tam po raz pierwszy jedliśmy pav bhaji - gęste warzywne curry podawane z ciepłą, miękką bułeczką. Potem długo szukałam tego samego smaku po całych Indiach.
Pav bhaji jest wymyślone właśnie w Bombaju w latach 50-tych XX w jako szybka potrawa dla pracowników zakładów włókienniczych. Odmian Bhav bhaji jest wiele. Jest serowe, pieczarkowe, bez cebuli i czosnku, z bananami zamiast ziemniaków itd.
Nasze spacery po plaży Juhu kończyły się z zachodem słońca. Co wieczór słońce zachodziło podobnie. Zmieniali się tylko aktorzy.
Zazdroszczę trochę Bombajczykom takich malowniczych zachodów słońca jak te. Nam muszą wystarczyć wspomnienia i zdjęcia.