KALKUTA - miasto wielu Bogów


To już czwarta odsłona Kalkuty. Żadnemu innemu miastu nie poświęciłam tyle uwagi, co własnie jej. Nie trzeba mieć na swojej liście wielu zabytków klasy zerowej, żeby zaciekawić.
Kalkuta to nie tylko wielokulturowe miasto, jest również miastem wielu religii. Dominuje oczywiście hinduizm, ale nie brakuje też wyznawców buddyzmu, chrześcijaństwa, islamu a nawet judaizmu. Funkcjonuje tu aż 600 meczetów, kilka synagog i liczne kościoły chrześcijańskie. O jednym z nich pisałam tutaj.
Skupmy się jednak na tej najważniejszej. Bez wątpienia jest nią świątynią hinduistyczna Kalighat, poświęcona krwiożerczej patronce Kalkuty- Kali, symbolizującej zniszczenie, chaos, a jednocześnie odrodzenie.
Zdjęcie zapożyczone z internetu
Bogini Kali jest najbardziej wojowniczym i najsilniejszym żeńskim bóstwem w całym hinduistycznym  panteonie Bogów.  Przedstawiana jest jako wieloręka ciemnoskóra piękność, odziana w skóry dzikich zwierząt, w naszyjniku z ludzkich czaszek. Jej zmysłowe kształty i uroda wzbudzają podziw, a jej waleczność i dzikie spojrzenie, strach. W jednym ręku trzyma głowę Siwy, a w drugim miecz. Z ust cieknie jej krew i wystają wampirze kły. Taką stworzyli ją najwięksi Bogowie. Każdy miał tu swój wkład. Siwa dał jej płomień. Brahma zęby. Indra-władca piorunów dał jej swą moc. W mitologii, bogini Kali miała za zadanie pokonać demony. Naturalnie, jak przystało na prawdziwa wojowniczkę, wywiązała się z zadania perfekcyjnie. Po zwycięstwie, wszyscy Bogowie ja wychwalali, a ludzie w wielkiej podzięce do dziś składają jej ofiary. I to nie z kwiatów, a z ludzi i zwierząt.

Nazwa Kalkuta pochodzi właśnie od Bogini Kali. Zgodnie z hinduistycznym mitem, miasto powstało w miejscu, w którym wylądował palec Bogini Kali. Zrozpaczony Sziwa, po śmierci małżonki Sati( wcześniejsze wcielenie Kali), wpadł w szaleńczy, niszczycielski taniec i gdyby nie interwencja innego boga-Wisznu, to świat zostałby zniszczony przez Sziwę. Można śmiało powiedzieć, że Wisznu ocalił nasz świat 😉 i tym samym nas. W całym tym zamieszaniu ciało Kali zostało rozdarte na 51 kawałków, a jeden z nich spadł właśnie tam, gdzie stoi obecnie wspomniana wcześniej Światynia Kalight. Wszystkie miejsca, gdzie spadły kawałki Kali, stały się święte.
Podświetlona kopuła Kalighat to Sanctum Sanctorum
Świątynia leży w południowej części Kalkuty. Najlepiej się dostać do niej wsiadając do metra. Przemieszczanie się metrem jest szybkie, wygodne i tanie. Bardzo polecam. Sama Świątynia nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Natomiast atmosfera jaka panuje tuż obok, już bardzo. Świątynia jest mała, ponura, nieprzyjazna obcym. Przed samym wejściem, leżący żebracy, wałęsające się bezpańskie psy, walające się wszędzie śmieci potęgują atmosferę mroczności i jakiejś nieprzychylności. Ma się ochotę jak najszybciej opuścić to miejsce. Do głównego pomieszczenia mogą wejść zresztą tylko Hindusi. W najbardziej jej świętej części  znajduje się wizerunek Kali, wykonany ze złota. Każdego dnia składa się tutaj ofiary ze zwierząt. Rytualnie podcina się gardła kozom. Prawdopodobnie serwuje się je potem  pielgrzymom.
Obok znajdują się sklepiki, stoiska z pamiątkami. Atmosfera jaka tam panuje przypomina trochę klimat naszych wiejskich odpustów.
Sznureczki, paciorki, ozdóbki, figurki, kadzidła, wszystko tu jest. Ja sama kupiłam bransoletkę na pamiątkę pobytu. Szczególnie polecam  odwiedzenie świątyni w godzinach wieczornych. Wszystko wtedy błyszczy, migocze, nawet brud wokół Świątyni jest jakby mniejszy. Każdego roku setki tysięcy pielgrzymów odwiedzają to miejsce, aby ofiarować Kali swe modlitwy i powrócić do domów z wiarą i nadzieją, że Bogini ich wysłuchała.

Takie miejsce stwarza okazję do łatwego zarobku. Zobaczcie na czym można jeszcze w Indiach zarobić. Na środku placyku, tuż przed Świątynią stanął Hindus z takim oto urządzeniem. Początkowo mieliśmy problem , żeby zgadnąć co to takiego?

Po maleńkiej chwili zbiegła się gromada dzieciaków i już wiedzieliśmy. Nawet jedna z mam z ciekawością zaglądała do środka obwoźnego "fotoplastikonu". Takie rzeczy jeszcze tylko w Indiach.

Skoro już jesteśmy w tematyce religijnej, to grzechem byłoby nie wspomnieć o jednej z najsłynniejszych  osób, które bardzo mocno wpłynęły na zmianę wizerunku miasta. Mam tu na myśli kontrowersyjną w ostatnich czasach, a bardzo szanowaną w Kalkucie - Matkę Teresę, związaną z Kościołem Katolickim.  Była obrończynią biednych i bezbronnych, których w Kalkucie nie brakowało i nadal nie brakuje. Początki  działalności Misjonarek Miłości były jednak trudne. Ludność miejscowa zarzucała jej i jej siostrom czary, mówiono,  że wskrzesza umarłych. Naciski ludności były tak wielkie, że zmuszono nawet szefa Policji, aby zamknął przytułek- hospicjum. Jakież było zdziwienie ludzi, gdy po wizycie w przytułku, policjant  stanął w obronie Sióstr i miał się wyrazić, że zamknie ten dom pod warunkiem, że siostry i matki protestujących zajmą miejsce siostry w białym sari. Z kolei wyleczony bramin bronił Matki Teresy, mówiąc, że Kalkuta czci wizerunek Kali, a przecież ta kobieta to żywa Kali i jej się należy uwielbienie.

Tuż obok Światyni Kalighat  znajduje się najstarszy dom opieki nad chorymi i umierającymi w całej Kalkucie. Nirmay Hriday czyli Dom Czystego Serca, otwarty w 1952 roku, należał nawet kiedyś do zabudowań Świątyni Kalighat.
Warto tez odwiedzić miejsce pochówku Matki Teresy. Na Bose Rd znajduje się Mother House, gdzie zawsze jest pełno ludzi przy jej sarkofagu. 
Na dowód tego, ze Kalkuta, to miasto wielu religii, chcę Wam jeszcze pokazać Światynię Dżinijską, a właściwie zespół świątyń o nazwie Parshwanath Temple. Może nie jest taka piękna jak ta w Ranakpurze , o której pisałam  tutaj ale jej kolorystyka i  zdobnictwo jakie tam zastosowano przykuwa uwagę i warte jest odwiedzenia. Są to cztery światynie wybudowane w XIXw przez rywalizujących ze sobą braci. Największa przypomina pałac, ozdobiony niezliczoną ilością szkiełek, lusterek, ozdóbek. Przepych miesza się z kiczem. Jest to najważniejsza światynia dżinijska w Kalkucie. Po całym dniu spędzonym na ulicach głośnej, brudnej Kalkuty, wizyta tutaj jest wielką przyjemnością. Jest czysto i cicho. Można w spokoju odpocząć od hałasów i zgiełku miasta. 



Wspomnienie z Kalkuty uduchowionej nie byłoby kompletne, bez wizyty w dzielnicy garncarzy- Kumartuli. Tak, tak, nie pomyliłam się. Zapytacie, a co garncarze mają wspólnego z tematyka religijną? Otóz to miejsce jest niezwykle ważne dla życia duchowego Hindusów i to nie tylko mieszkających w Kalkucie. Za chwile wyjaśnie o co tu chodzi. 
Kamartuli, w języku bengalskim oznacza dosłownie miejsce rzeźbiarzy. Historia tej dzielnicy sięga prawie 300 lat. Gdy przybyli tu Anglicy tak zaprojektowali miasto, że podzielili je na kwatery, a w każdej z nich mieli żyć i pracować przedstawiciele poszczególnych zawodów. W chwili obecnej takich dzielnic już nie ma. Ostała się tylko ta jedna, dzielnica Kumartuli. 
Tu powstają posagi ważnych i mniej ważnych hinduskich Bogów. 
Bogini Durga, czczona  w całym Bengalu, zajmuje najważniejsze miejsce wśród lepionych tu świętych postaci. W Kalkucie co rok odbywa się pięciodniowe święto na jej cześć. Całe miasto jest udekorowane jak podczas karnawału, posagi są wożone na specjalnych wozach, i wystawiane w ogromnych  namiotach. Wszyscy mieszkańcy Kalkuty tłumnie biorą udział w uroczystościach. Któż by nie czcił Bogini odganiającej złe demony? Szkoda wielka, że nie miałam sposobności widzieć tego na własne oczy.
Kumartuli, to maleńka dzielnica, składająca się z kilku uliczek. 150 rodzin z pokolenia na pokolenie zajmuje się tworzeniem boskich wizerunków. Robią to tak jak ich pradziadowie, wg ustalonych wzorców. Wszystkie posagi wykonywane są z gliny przywożonej znad rzeki Hooghly. Konstrukcje robi się z patyków i wzmacnia słomą.  Z tego słomianego bałaganu poniżej powstaną boscy bogowie.


Figury na koniec są jaskrawo malowane, bogato przyozdabiane i ubierane. Brakuje im tylko jednego, boskiej mocy. Ale i na to jest rada. Tak jak mitologia hinduska jest nieprawdopodobna, zaskakująca, barwna, tak i pomysły samych rzeźbiarzy, są również niezwykłe, nie maja sobie równych. Najważniejszą rzeczą przy tworzeniu posagów jest  nadanie im owej boskiej mocy. Otóż każde z bóstw bierze udział w rytuale zwanym "ofiarowaniem oczu". Twórca wydłubuje w oczach warstwę gliny i maluje najpiękniej jak tylko potrafi źrenice i powieki Bóstw. Spojrzenie musi być godne samych Bogów, tajemnicze, lekko surowe, a jednocześnie dobrotliwe.

Rzeźby nie tylko służą mieszkańcom Kalkuty. Trafiają także do wielu świątyń w całych Indiach, a że jest ich nieskończona ilość, to pracy rzeźbiarzom nigdy nie zabraknie. Poniżej Boski Siwa z małżonką Parwati i to ilościach hurtowych czeka na załadunek. Ciekawe gdzie trafią? Może będzie to jedna z wielu świątyń w Kalkucie, a może jakaś maleńka świątynka, położona w dalekiej części Indii ? Pewne jest, że właśnie dla nich i dla wielu innych Bogów zaplata się kwietne łańcuchy na kalkuckim targu.

Koniecznie odwiedźcie zagłębie hinduskich dewocjonaliów. Gdzie indziej w świecie znajdziecie rzeźbiarzy, którzy w tak dziwny sposób budzą do życia ukochane bóstwa?

Czas pomału kończyć moją kalkucką sagę. Zdjęć i wspomnień starczyłoby jeszcze pewnie na kilka innych postów.  Ale jak powiadają, co za dużo to niezdrowo.
Na zakończenie chce Wam zacytować jak w dwóch zdaniach opisał  Kalkutę w NG autor artykuły " Kalkuta jest kobietą". Lepiej bym tego nie ujęła.

"Ma wdzięk wspaniałego wczoraj , choć jest zaskakująco młoda. Delikatna, a jednak składa bogom koźlęta w ofierze. Jeśli chcecie poczuć, czym są Indie, odwiedźcie własnie ją"

Ze smutkiem opuszczałam Kalkutę. Choć byłam dwa razy, bez zastanowienia wybrałabym się ponownie. Tyle w niej jeszcze nie widziałam. Na pożegnanie kilka kadrów kolonialnej Kalkuty.
Zdjęcia , które nie zmieściły się w postach są w zakładce galeria zdjęć.






8 komentarzy:

  1. Fajny opis świątyni Kali i tego, co dzieje się wokół niej. To miasto rzeczywiście budzi pozytywne emocje i jest warte odwiedzin! 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję. Mam nadzieje, że jeszcze będzie okazja aby ją odwiedzic:)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa ta Kalkuta. Religia jest dla Hindusów bardzo ważna i pokazanie świątyń dopełnia obrazu miasta. Nie przepadam za świątyniami hinduistycznymi. Piotr zwykle wchodzi do każdej, a ja krążę dookoła. Za to dżinijskie ze swoimi świecidełkami, lusterkami i kolorowymi kamykami już bardziej mi odpowiadają ;D Trudno zrozumieć Indie bez poznania choćby podstaw religii. Kiedyś Kali kojarzyła mi się wyłącznie z drugą częścią filmów o przygodach Indiana Jones, dziś już oczywiście jest inaczej. Bardzo spodobał mi się część o dzielnicy garncarzy. A "fotoplastikon" to jak podróż w czasie. Rzeczywiście, takie rzeczy tylko w Indiach. Ula ja nie uważam, żebyś zbyt dużo pisała czy pokazywała o Kalkucie. Jednak wiesz, że jestem jak bogini Kali, nienasycona... Twoimi wpisami :D Pozdrawiam serdecznie, czekam na Twój każdy kolejny wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, ja z kolei lubię światynie w Indiach, i te hiduistyczne tez.Najlepiej sie czułam w tych w Indiach Południowych. Tutaj nie mozna wejśc do srodka niestety. Ciesze sie bardzo, ze zainteresowałam Cie Kalkutą, moze tez przyczynie się do tego , ze tam zawitacie?
      POzdrawiam serdecznie
      Urszula

      Usuń
  3. Tak obrazowo pokazałaś Kalkutę, iż przenoszę się do niej w czasie lektury wpisu.
    Temat "ugryzłaś" z każdej strony. O wielu rzeczach nie miałam pojęcia. Pouczający i piękny w obrazie artykuł. Nie zanudziłabyś kolejną odsłoną Kalkuty. Myślę, że znajdziesz temat na kolejny wpis z tego miasta :)
    Serdecznie pozdrawiam,
    Renata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie bardzo, że tak uważasz. Kalkutę rzeczywiscie potraktowałam dość szczególowo. Mysle, ze zasłuzyła sobie na to. Dzieki blogowi moge wreszcie uporzadkować swe zdjecia. Przypomniec sobie miejsca , o których juz zapomniałam. Moze jeszcze wróce do Kalkuty, zarówno we wspomnieniach jak i w realu.

      Dziekuje i pozdrawiam
      Urszula

      Usuń
  4. Ula, pokazać jedno miasto w kilku takich odsłonach to duża sztuka. Jak zawsze świetnie połączony obraz ze słowem. Masa ciekawych informacji, do tego piękne zdjęcia. Czekam na kolejny rejon,
    pozdrawiam
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Gabi.Powiewm Ci, że Kalkuta ma tyle twarzy, że z całą pewnością mogłabym napisać jeszcze więcej o niej.Duzo nie widziałam. Chętnie bym wróciła w czasie święta Durgi, czy festiwalu książki. Miło, że wpadłaś. Pozdrawiam

      Usuń

Copyright © PODRÓŻE Z KORDULĄ , Blogger