DHAKA - miasto riksz


Styczeń 2016 roku spędziliśmy w Azji. Głównym celem były północno-wschodnie Indie, a dokładnie trzy mało znane i odwiedzane stany: Arunachal Pradesh, Nagaland i Assam. Pojechaliśmy tam oglądać plemiona, które jak się uważa, za chwilę znikną z mapy świata. Pomyślałam, że skoro będziemy już tak blisko Bangladeszu, to grzechem byłoby nie zajrzeć choć na parę dni. Loty z Kalkuty są niedrogie, wizę można od ręki wykupić na lotnisku w Dhace. Bangladesz od dość dawna chodził mi po głowie. Sześć dni, bo tyle musiało nam starczyć, wypełniliśmy po brzegi. Skupiliśmy się na Dhace i dodatkowo popłynęliśmy w deltę Gangesu, do Barisalu. Czas spędzony w Bangladeszu okazał się strzałem w dziesiątkę. To co miało być na dokładkę, stało się clou wyjazdu.
Bangladesz zawładnął mnę do tego stopnia, że w głowie natychmiast zrodziły się plany na następną tam wyprawę. Tym razem o wiele dłuższą.
                                            
Prezentacji tego kraju nie można zacząć inaczej, jak tylko od jego stolicy, Dhaki. Na pierwszy rzut oka, nie ma wiele do zaoferowania. Brudna, śmierdząca od spalin, zatłoczono do granic możliwości, ale tak samo jak opisywana wcześniej przeze mnie Kalkuta, ma to coś, czego nie mają inne wielkie miasta indyjskiego subkontynentu . Jej klimat jest jeszcze mocniej związany z czasami kolonialnych Indii. W tym momencie każdy Banglijczyk z całą pewnością obraziłby się na mnie, że porównuje Dhakę do Kalkuty. Oni bardzo tego nie lubią. Jednak od historii nie da się uciec. Obecny Bangladesz przez długie lata  a nawet wieki był silnie związany z kulturą subkontynentu. Tak więc moje skojarzenia z klimatem starych Indii nie są bezpodstawne.

Cały post będzie okraszony zdjęciami w konwencji  BW. Uznałam, że idealnie pasuje do klimatu Dhaki. Ciekawe co powiecie na ten pomysł?

Jeśli jesteście otwarci, pozbawienie uprzedzeń, cierpliwi, to z pewnością odnajdziecie w Dhace  schowane wśród brudu i  śmieci piękno. Szarzyzna dnia codziennego przykuwa naszą uwagę na tyle, ze staje się wielką atrakcją. Ja takich miejsc w czasie naszych podróży szukam i dlatego w tym mieście czułam się znakomicie. W przewodniku LP napisano tak: ...są takie miejsca na Ziemi, gdzie chaos przekraczając umowne granice wyobraźni, staje się swego rodzaju ładem....lokalną muzyką, a brud i spaliny, kolorytem..." Taka jest własnie Dhaka. 

Do dziś mam przed oczami  obraz tysiąca riksz a w uszach ciągle mi brzmią świdrujące dźwięki  rowerowych dzwonków. Wszystkie pojazdy, poruszające się po Dhace niemiłosiernie hałasują. Dźwięki  klaksonów, trąbek, wspomnianych dzwonków, tworzą nieznośną uliczną kakofonię. Panujący tu hałas może dawać się we znaki  delikatnym europejskim uszom.


Tak jak w Indiach, największym skarbem są tu ludzie. Przyjaźni, wyrozumiali, otwarci, serdeczni. O ludziach pewnie nie raz jeszcze napiszę.

Teraz dosłownie troszkę o długiej historii Dhaki. Rozłożyła się jakieś półtora tysiąca lat temu w delcie Gangesu i Brahmaputry. Zmieniała władców i religie. Była miastem w buddyjskim księstwie, częścią imperium hinduistycznego, mogolskim miastem Jahangira, zawładniętą częścią Imperium Brytyjskiego, wschodnią wyizolowana częścią Pakistanu, by wreszcie w latach 70-tych naszego wieku stać się stolicą niepodległego Bangladeszu.

Dzisiejsza Dhaka liczy sobie aż 18 mln ludzi. Liczby mówiące o gęstości zaludnienia są  wręcz niewiarygodne. Do 40 tyś  ludzi żyje na jednym km kw. To istne mrowisko ludzkie jest kulturowym tyglem. Życie wrze, kipi i wylewa się dosłownie na ulicę. Odkrywanie Starej Dhaki jest prawdziwą przygodą, a obserwacja ulicznego życia jest największą atrakcją  Dhaki.

Dhaka jest nazywana stolicą riksz i nie ma w tym cienia przesady. Te pojazdy panoszą się wszędzie. Najwięcej ich jest jednak w Starej Dhace, gdzie uliczki są wąskie. Tylko one są w stanie się przez nie przecisnąć. Jest ich około pół miliona. Wyobrażacie to sobie? Widok nie do zobaczenia gdzie indziej. Tak wyglądały Indie za czasów kolonialnych. Już przedsmak mieliśmy w Kalkucie. Pisałam o tym  tutaj, ale to co zobaczyliśmy w Dhace, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.

Rikszami wozi się nie tylko ludzi, wozi się dosłownie wszystko. Kaczki , kury, zaopatrzenie do sklepów, sklepików , ulicznych garkuchni, hurtowni. Riksze wyładowane są po brzegi.

Mieszkańcy Dhaki w 90% to muzułmanie. I dlatego też częściej na ulicach Dhaki można spotkać ich męską część. Kobiety widuje się z reguły w grupie lub w towarzystwie męża, brata, opiekuna. Te z bardziej ortodoksyjnych rodzin zasłaniają twarze. Zycie publiczne zdominowane jest przez mężczyzn. I stad najwięcej portretów jakie przywiozłam z Bangladeszu to mężczyzni.

Ale zdarzają się też takie anioły jak ten poniżej.

Lub tak pięknie uśmiechające się kobiety. Choć ciężko pracowała przy pracach drogowych, przerzucając ziemię, podniosła się i z wdziękiem obdarowała nas betelowym uśmiechem.

 Spacerując labiryntem wąskich uliczek warto czasem spojrzeć w niebo. Dzieję się tam nie mniej niż  na ulicach. Nad głowami zobaczymy artystyczną pajęczynę kabli elektrycznych. Kto podróżował po
Azji, ten wie, ze jest to specyfika tego kontynentu. Myślę, ze Dhaka wysuwa się na prowadzenie w kablowym galimatiasie.

Ulice Dhaki niepostrzeżenie przechodzą w targi. Dhaka to jedno wielkie targowisko. W powietrzu mieszają się zapachy owoców,  mięsa, przypraw, kadzideł, świeżego chleba, aromatycznej herbaty i czego jeszcze tylko chcemy. A to wszystko doprawione jest aromatem spalin i hałasem wielkiego miasta. Nie każdy lubi takie mieszanki. Dla mnie to smak Azji, za którym zawsze tęsknię. Pomidory zapakowane przez takiego sprzedawcę smakują na pewno wybornie.

Obserwacja ludzi i ich zwyczajnego życia jest ekscytująca. Dhaka wciąga niemiłosiernie. Człowiek chce więcej i więcej. Banglijska szara codzienność posiada  rzadką na owe czasy cechę- autentyczność. Na każdym kroku jest się zaskakiwanym. Najbardziej chyba nas zaskoczył stosunek tych prostych ludzi do nas. Ciągle byliśmy obdarowywani uśmiechami, ciągle nas zaczepiano, zapraszano do wspólnych zdjęć.  Zawsze myślałam, że moich kochanych Indii nic nie przebije. A tu się okazało, ze Bangladesz pod tym względem przebił je kilkukrotnie.

Banglijczycy nie zetknęli się do tej pory i pewnie jeszcze długo nie zetkną z masowa turystyką. Tu jeszcze można poczuć smak prawdziwego podróżowania.

Jest jeszcze jedno miejsce w Dhace, które jest jakby wyjęte z rzeczywistości. To przystań Sadarghat.
Dziś pokaże tylko kilka zdjęć , a więcej o tym w następnym poście. Do którego już teraz zapraszam:)

"Przyjedz do Bangladeszu, zanim sciągną tu miliony".Takim hasłem władze Bangladeszu promują kraj. My już daliśmy się namówić. Nie wiem jak bedzie z innymi? Czy przyjadą tu miliony , to kwestia dyskusyjna, ale amatorzy ostatnich białych plam na mapie świata wyjadą stad usatysfakcjonowani. My wyjechaliśmy nie tylko usatysfakcjonowani,  ale oczarowani i zahipnotyzowani.

15 komentarzy:

  1. W Bangladeszu 🇧🇩 czułem się jak na planie filmowym, z tym, że czasem byłem widzem, a czasem aktorem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafne skojarzenie. Dokładnie tak było. Kraj niezwykły, a klimat trudny do opisania zdjeciami. Całuski:)

      Usuń
  2. Te fotki czarno-białe super się tu komponują! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Kasiu, kilmkolwiek jestes:)) Cieszę sie , ze tak uważasz. Mnie tez BW bardzo tu pasuje. Dzieki i pozdrawiam:))

      Usuń
  3. Ula niektóre z tych zdjęć już widziałam (portrety) i są na tyle wymowne, że je zapamiętałam i rozpoznałam w poście. Konwencja czarno-biała bardzo mi pasuje. Uwielbiam taki galimatias i zakamarki miasta. Pięknie uchwyciłaś klimat i spojrzenia ludzi. W każdym są jakieś emocje, zawsze pozytywne. Nie dziwię się, że urzekło Cię to miasto i czekam z wielkim zainteresowaniem na przystań. Jestem bardzo ciekawa czy byliście w 'rozbiórkowej" stoczni? Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kolejny bardzo ciekawy wpis :) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Małgosiu. Kiedyś pisałam o Dhace na OB. Zdjęcia mogłaś pewnie widzieć u mnie na fb. Bangladesz jest wyjątkowy. Nie chciałam stamtąd wyjeżdżać. Mam ogromny niedosyt. Może się jeszcze w tym życiu go odwiedzić? A co do stoczni to byliśmy, ale to była stocznia bardziej naprawcza. Nie słyszałam żeby w Dhace była taka. Podczas jednej z podróży po Indiach byliśmy w takim miejscu, gdzie statki rozbiera się na małe kawałeczki. Zresztą nie chcieli nas tam wpuścić. Obejrzeliśmy tyle na ile nam pozwolono. Wiem że w Bangladeszu ale to nad morzem wpływają statki, które są rozbierane na części. Tam nie byliśmy. Dziękuję za wizytę i zainteresowanie. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. Ula masz rację, nie wiem czemu Dhakę kojarzyłam ze stocznią rozbiórkową. Kiedyś oglądałam reportaż o stoczni rozbiórkowej w Bangladeszu, jednej z większych na świecie, choć największa podobno jest w Alang/Gudżarat. Niezwykłe to miejsce, bardzo trudna praca. Pozdrawiam i nie dziwię się, że czujesz niedosyt. Też zaczynam myśleć o Bangladeszu. Teraz jednak trudno cokolwiek planować.

      Usuń
  4. a i jeszcze taki filmik przy okazji znalazłam
    https://www.gospodarkamorska.pl/szalony-port-w-bangladeszu-28056

    OdpowiedzUsuń
  5. Filmik mrożący krew z żyłach. Ruch na tej rzece jest niesamowity. Jednostek pływających jest ogrom, od maleńkich po ogromne statki. Jakoś sobie radzą. Pływaliśmy dwie godziny po Burugandze taka mała łódka. Przeżycie niezapomniane. Wlasnie w Gudzaracie byliśmy w tym porcie rozbiórkowym. Sam dojazd do niego był mega ciekawy. Wzdłuż drogi są place, gdzie można kupić wszystko to co zabrano że statków. Muszę zrobić jakiś mały wpis z tego miejsca. Do samego portu nie chcieli nas wpuścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula zrób koniecznie jakiś wpis...kiedyś :) Nie musi być już. Czekam na c.d. Bangladeszu :) Pozdrawiam serdecznie M

      Usuń
    2. ❤️ Z całą pewnością. Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  6. Fantastyczne zdjęcia i bardzo mi się podoba, że są one w konwencji b&w, gdyż pasuje ona do przedstawionego tematu. Niektóre ze zdjęć dobrze pamiętam, bo nie da się ich zapomnieć: emocji i spojrzeń. Opis także fantastyczny, słychać gwar opisywanego miasta, czuć jego klimat i to, że Ciebie zachwyciło.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Harmony. Ten wpis stworzyłam w oparciu o galerie z OB. Żal mi było pracy włożonej na OB, więc posiłkowałam się nim. Cieszę się, że Ci spodobało. Zapraszam na kolejne wpisy o Bangladeszu, a kiedy coś nowego u Ciebie? Pozdrawiam

      Usuń
    2. Bardzo dobrze, że przenosisz na bloga wpisy, które powstały na OB. Szkoda by było ich nie pokazać. Zresztą, tutaj na blogu prezentują się o niebo lepiej - rewelacyjnie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Copyright © PODRÓŻE Z KORDULĄ , Blogger