Dziś znów post o Bombaju, ale zanim przejdę do zasadniczego tematu, pozwolicie, że zamieszczę kilka zdań o mieście.
![]() |
Siedziba Ambanich |
Ale nie zapominajmy , ze jesteśmy w Indiach, kraju ogromnych kontrastów, gdzie bogactwo miesza się z ubóstwem. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Z dzielnic luksusu w kilka chwil możemy znaleźć się w dzielnicy nędzy. Indie rządzą się własnymi prawami logiki. Trudno je nam zrozumieć. W Bombaju tak jak w każdym indyjskim mieście, nie da się uciec od biedy. Tu wszystko jest naj, nawet slamsy.
Wróćmy do tematu dzisiejszego bloga, do Dabbawalas. Kimże oni są? Mówiąc współczesnym językiem, to dystrybutorzy lunch boxów. Dabbawalowie są bardzo ważną częścią życia w Bombaju. Dzięki nim prawie 200 tyś osób dziennie je świeży lunch w biurach, szkołach , w urzędach. Dabbawalowie nigdy nie zawodzą swoich klientów. Na nich można polegać jak na Zawiszy.
Dabbawalas w języku Marathi oznacza osobę, która niesie pudełko. Roznosicieli domowych obiadków jest ponad 5 tyś. Pomysł na Dabbawala narodził się za czasów Brytyjczyków, którym nie smakowała miejscowa kuchnia. Zorganizowali grupę ludzi, którzy dostarczali im do pracy brytyjskie posiłki przygotowane w ich domach. Brytyjczyków nie ma a system pozostał. Unikatowy system logistyczny nie mieści się w naszych głowach. Wszystko bez systemów komputerowych działa jak w szwajcarskim zegarku- niezawodnie. Od 120 lat nic się nie zmieniło. Pudełka na lunch zwane tiffen boxes przechodzą przez wiele rąk i podróżują wieloma środkami transportu, poczynając od kolei, rowerów a kończąc na głowie dabbawala. To nieprawdopodobne, ale wszystkie posiłki docierają do właściwego adresata o właściwej porze. O pomyłce nie ma mowy. Żaden korek, czy monsun nie przeszkadza w rzetelnej dostawie. Takie rzeczy to tylko w Indiach.
I jak tu nie mówić , że Indie są INCREDIBLE:)))
Wszystkie zdjecia z posta zawsze można obejrzeć w formie pokazu slajdów klikajac na jakąkolwiek fotkę w blogu. Dziekuję i pozdrawiam Urszula
Wszystkie zdjecia z posta zawsze można obejrzeć w formie pokazu slajdów klikajac na jakąkolwiek fotkę w blogu. Dziekuję i pozdrawiam Urszula
Mają Hindusi łeb na karku! Choć w tym wypadku raczej pojemniki z jedzeniem :)
OdpowiedzUsuńTo TY Kasiu? Musisz sie podpisywac. Oj maja , mają:)
UsuńTo jednak nie Kasia, tylko Gabi. hahah:))
UsuńUla świetnie się czyta Twoje wspomnienia :) Też tam byliśmy i podziwialiśmy to zjawisko, bo to rzeczywiście zjawisko, a nie po prostu roznosiciele lunchboxów. Od obejrzenia filmu "Smak curry", który w oryginale nosił tytuł "The Lunchbox" postrzegamy to w trochę romantycznym klimacie.
OdpowiedzUsuńWitaj Małgosiu. Nie widziałam tego filmu. Wiem , ze byliście w Bombaju. Indie nieustannie zaskakują. Nie byłam tam juz prawie dwa lata, chyba trzeba bedzie pomysleć o jakiejs małej wyprawie. Układając posty o Indiach smak na nie rośnie. Dziekuję
UsuńWcale się nie dziwimy, że smak na Indie Ci rośnie :) My tez się jeszcze kiedyś tam wybierzemy :) Film obejrzyj, koniecznie :)
UsuńHej Ula, nie, ten pierwszy wpis to nie ja, chociaż podobnie i ja mam problem z ustawieniem nazwy.
OdpowiedzUsuńA wracając do dzisiejszej prezentacji, bardzo ciekawa. Osobiście nie ogarniam takiego zbytku, bo o ile z biedy wyjścia jako takiego nie ma, to już budowanie sobie życia w takim " luksusie" na własne życzenie to czysta fanaberia, pytanie po co?
Tego Wam właśnie zazdroszczę, ze podróżując na własną rękę macie możliwość takiego niespiesznego delektowania się wszelkimi obrazami. Ja takiego zjawiska w ogóle nawet nie zauważyłam. Zawsze szybko, w biegu, wiesz jak jest w biurem.
Czekam na kolejne hinduskie odsłony.
pozdrawiam
Gabi
No tak juz jest z wyjazdami zorganizowanymi. Szybko i często nie to co bysmy chcieli. Sama wiesz, jaki potencjał maja Indie. Ja piszac blogi o Indiach coraz bardziej tęsknie. Może jeszcze kiedyś, kto wie. Na razie mam tyle do opowiedzenia. Dzieki za przybycie. Ściskam:))
Usuń