Droga ze stolicy Nagalandu- Kohimy do miejsca, gdzie żyją ostatni łowcy głów zajęła nam trzy bite dni. Był to pracowicie spędzony czas. Odwiedziliśmy kilka wiosek, gdzie mieliśmy okazje lepiej przyjrzeć się współczesnym
, zobaczyć jak żyją. Zawsze powtarzam, że w podróżowaniu najważniejsi są ludzie. Nasze podróże, zwłaszcza te do Indii nastawione są głównie na spotkania z ich mieszkańcami. Zabytki stoją od wieków i pewnie stać będą jeszcze długo, natomiast ludzie, ich sposób życia, zwyczaje i tradycje szybko się zmieniają. To, co kiedyś było normą, za chwile stanie się reliktem przeszłości, światem który zniknie.
Mieszkańcy Nagalandu w niczym nie przypominają Hindusów z pozostałej części Indii. Bliżej im do Indochin niż do Indii. To skośnookie plemiona tybeto-birmańskie.
Cała, długa historia Nagalandu jest związana z okrutnym zwyczajem, jakim było pozbawianie wrogów głów. Proceder kolekcjonowania ludzkich czaszek trwał do lat 70-tych XX w. Po tym czasie, na tereny Nagalandu pomału zaczęła docierać cywilizacja, ludność przyjęła chrześcijaństwo, które bardzo zmieniło oblicze tego rejonu. Pod wpływem misjonarzy- Babtystów, Nagowie porzucili plemienne konflikty, złagodnieli. Nagaland zamieszkuje 16 plemion Nagów żyjących w tyleż samo Okręgach (dystryktach). Każde z tych plemion różni się pod względem zwyczajów, języka, strojów. Choć obecnie mieszkańcy Nagalandu żyją zgoła inaczej niż ich przodkowie, to nie zapominają kim są. Tradycje i zwyczaje są przez nich pieczołowicie kultywowane. Przekazywane są podczas licznych festiwali plemiennych. Pieśni ludowe, które śpiewają ,opowiadają o przodkach. W tańcach rytualnych wychwalają waleczne czyny nieustraszonych Łowców Głów. Muzyka i taniec są integralną i bardzo ważną częścią ich życia.
A jak teraz żyją Nagowie? Zobaczcie sami. Kilka zdjęć z wsi Ungma i Loghum, w których mieszkają Nagowie Ao.
Do najbardziej okrutnych i walecznych Nagów zalicza się plemię
Konyak, zamieszkujący
Dystrykt Mon. I on to właśnie był naszym głównym celem.
Po trzech dniach jazdy, wreszcie przekraczamy granice Dystryktu. Załatwiamy na granicy papierkowe formalności i ruszamy na spotkanie z ostatnimi Łowcami Głów.
Tego dnia czeka nas długa droga. W tym rejonie Indii odległości mierzy się w godzinach, nie kilometrach. Drogi są fatalnej jakości, a warunki atmosferyczne odgrywają tu dużą rolę. Wystarczy, że popada, a droga , która miała trwać 6 godzin zamienia się w niekończącą się podróż.
Po długim się dniu, wreszcie docieramy do Mon, które okazało się dziurą zabitą dechami. Odniosłam wrażenie, że to koniec świata, a to przecież jest siedziba Dystryktu, coś jakby stolica. Kilka sklepików, targ, posterunek policji, gdzie musieliśmy się ponownie zameldować. Co rano nisko zawieszone mgły dodawały uroku miejscowym widokom. Tylko Łowców Głów jak na lekarstwo. Żeby się z nimi spotkać trzeba było ruszyć poza Mon, do wsi, pochowanych wśród bujnie porośniętych, zielonych wzniesień.
, oddalonej od Mon ok 40 kilometrów. Pomimo , ze odległość nieduża, droga nam się dłużyła, a to z racji kiepskiej jej jakości. Kręciliśmy się po serpentynach, wśród gór otulonych porannymi mgłami. Nic nie ma przecież za darmo 😀 Wieś nas zauroczyła swym pięknym położeniem. Zatopiona pośród zielonych wzgórz, z chałupami przyklejonymi do zboczy. Jej położenie jest szczególne, leży dosłownie na granicy birmańsko-indyjskiej. Tak więc część domów stoi po stronie indyjskiej a druga część po birmańskiej. Nagowie żyją także w Birmie.
Mieszkańcy Longwy mieszkają w wielkich chałupach, w których żyją równie wielkie rodziny. Nagowie mogą mieć kilka żon. Jednak z racji ekonomicznych obecnie nie jest to praktykowane, no chyba, że się jest wodzem. Mieliśmy okazje pobyć w takich chałupach i popodglądać czym zajmują się kobiety, a czym mężczyźni.
Kobiety pichciły jadło w wielkich garach na środku wielkiej izby siedząc na malutkich zydelkach przy ognisku. Chałupy naturalnie były kurnymi chatami. Panowała mroczna, dusząca od dymu atmosfera. Dookoła biegały dzieci, mnóstwo dzieci. Te co nie gotowały, to tkały, wyszywały, coś szyły. Nasza obecność zupełnie im nie przeszkadzała.
A mężczyźni oprócz ważnych dla wsi zajęć, takich jak rzeźba w drewnie, budowa domów, oddawali się przyjemnościom, np paleniu opium.
Trzeba szczerze przyznać, że mężczyźni z plemienia Nagów nie należą do urodziwych. Już samym wyglądem mogli wzbudzać strach, a co dopiero gdy przywdziewali wojenne szaty.
W poszukiwaniu najbardziej wojowniczego plemienia Nagów- Konyaków, musieliśmy odwiedzić jeszcze kolejne wioski. Aby dotrzeć do nich i zostać przyjętym, a co najważniejsze być zrozumianym , konieczna jest obecność miejscowego przewodnika. I tak tez było w naszym przypadku.
Spotkanie z ostatnimi Łowcami Głów, bo tak nazywano Plemię Konyak jest wielkim przeżyciem, zwłaszcza, że ma się świadomość, że jeszcze niedawno, bo do lat 70-tych ubiegłego stulecia wywijali swoimi mieczami, a głowy spadały często. Tych co to robili jest z roku na rok coraz mniej.
|
Nasi przewodnicy po wioskach Nagów |
Odwiedziliśmy wodza wioski i jego żonę w jego domu. Podczas spotkania towarzyszyli nam ostatni, mocno wiekowi Łowcy Głów. Starszyzna wioski siedziała przy ognisku i wspominała czasy, jak to obcinanie głów było normą. Trudno, tak siedząc obok nich uwierzyć, że Ci poczciwi staruszkowie mają na sumieniu niejedną ścięta głowę.
|
Starszyzna wioski |
Wszyscy Ci Panowie doskonale pamiętają czasy, gdy byli postrachem okolicy. Świadczą o tym chociażby tatuaże (satadeupu), jakie mają wymalowane na twarzy. Nikt inny, jak tylko Łowca Głów właśnie się tak dekorował. Historie ich życia pewnie są bardzo ciekawa.
Konyakowie to najbardziej egzotyczne plemię wśród Nagów. Mówią swoim językiem- Nagamese.
Polowanie i obcinanie głów było domeną mężczyzn. Wierzono, że czaszka ma magiczne właściwości. Ponieważ to w głowie znajduje się rozum, odcinając głowę zdobywają i przejmują jej moc i duszę zabitego. Ofiarami byli nie tylko uczestnicy wojen. Łowcy głów kolekcjonowali także czaszki dzieci, kobiet, starców. Układali je potem z dumą w stosy centralnych miejscach wiosek. Głowy jak widać nie były zdobywane tylko w wyniku wojen, często kolekcjonowano je szukając ofiar wśród sąsiadów z najbliższych wiosek. Powodem mogła być budowa nowego domu, narodziny dziecka, czy śmierć ważnej osoby.
Już za ścięcie jednej głowy Konyak dostawał tatuaż na twarzy, dopiero przy następnych tatuowano go na plecach, czy na torsie. Taki tatuaż był symbolem męstwa.
Łowca miał prawo do noszenia specjalnych ozdób, takich jak naszyjnik z główkami z brązu. Każdy naszyjnik miał tyle główek ile jego właściciel ściął głów. Aby groźniej wyglądać przyozdabiali uszy ogromnymi kłami zwierząt. Wódz wioski nosił znamienne koraliki pod kolanem.
|
Insygnia wodza w postaci koralików |
Każdy mężczyzna musiał udowodnić, że jest godny nosić miano Łowcy Głów. Najprostszym sposobem było dołożenie swojego trofeum do kolekcji czaszek w swojej wsi. Gdy tego nie zrobił, był nazywany " kobietą". Ostatni udokumentowany proceder ścięcia głowy miał miejsce ponoć w 1979 roku, czyli całkiem niedawno. Ale czy to prawda? Istnieją pogłoski, że zdarzało się to jeszcze nawet później.
|
Żona wodza |
Cieszę się bardzo, że udało nam się dotrzeć do Nagalandu i spotkać ostatnich Łowców Głów. Młode pokolenie pędzi za zdobyczami współczesnego świata, rezygnując z tradycyjnego sposobu życia. Nieliczni starzy są już ostatnim pokoleniem, które pamięta czasy plemienne i gdy umrą wezmą do grobu wszystkie tajemnice minionego świata walecznych wojowników.
Ale to nie koniec naszej przygody z dzikimi plemionami dalekiego północnego-wschodniego rejonu Indii. Za chwile zmienimy stan i będziemy kierować się do Ziro, miejsca zamieszkania nie mniej egzotycznych kobiet z plemienia Apatani.
Już dziś zapraszam do Arunachal Pradesh