CHINY - w poszukiwaniu mitycznego Sangri La
maja 24, 2020
/
6
Czas opuścić prowincję Guinzhou. Dziś ruszamy do północnego Yunnanu, a dokładnie do Sangri La. Już sama nazwa brzmi tajemniczo. Pewnie większość z Was słyszała o mitycznej krainie szczęśliwości. Ale czy na pewno to ta kraina? Do niedawna region ten nosił nazwę Zhongdian. Dopiero w 2001 r, władze chińskie zdecydowały przemianować go na Sangri La. Zabieg ten okazał się strzałem w 10. Fikcyjna kraina z powieści J. Hiltona nagle odnalazła się wYunnanie i ożyła. Do Sangri La zaczęły ściągać rzesze turystów, którzy szybko docenili niepowtarzalne piękno tego kawałka Chin. Ot i całą prawda o mitycznym Sangri La. Ale coby nie mówić o chińskim wybiegu, rejon zasługuje by tak go nazywać.
Pomału ruszamy na północ. Opuszczamy krainę , jak okiem sięgnąć skąpaną w zieleni pól ryżowych i z mozołem wspinamy się w kierunku gór i ukrytej tajemniczej krainy Sangri La. Krajobraz zmienia się radykalnie. Wraz z wysokością robi się coraz bardziej surowy. Pola przybierają barwę złota. Wszechobecna dotąd zieleń ustępuje miejsca rudościom.
Wysokość na jakiej się znaleźliśmy (3200 mnpm) sprawiła, że powietrze stało się klarowne i czyste jak kryształ . Do celu było już niedaleko. Gdy tylko wjechaliśmy na Płaskowyż Tybetański , naszym oczom ukazał się taki oto widok.
Szeroka, zielono-złota dolina, a pośrodku niej wijąca się leniwie rzeka wyglądała wręcz idyllicznie. Liczne krzewy i drzewa ubrane we wszystkie kolory jesieni dopełniały całości. Wyglądało to jak obraz namalowany przez malarza impresjonistę. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może rzeczywiście mityczna Sangri La leży własnie tutaj.
O tym , że wjechaliśmy w tereny zupełnie odmienne od tych oglądanych do tej pory, świadczyły zabudowania . Domy , otoczone bielonymi ścianami a ich główne wejścia przyozdobione charakterystycznymi zdobieniami mówiły nam , że stąd już niedaleko do Tybetu. Kolor biały to kolor święty. Przodkowie tybetańscy czcili białe kamienie.
Na podwórkach wszędzie w dużych ilościach przechadzały się świnki czarne i włochate.
W mijanych po drodze wioskach , piękne , stare drewniane domy przyciągały nasze spojrzenia. Takie chałupy podzielone sa na dwa poziomy. Dolna częśc przeznaczona jest dla zwierząt i przechowywania narzędzi rolniczych oraz drewna. Na górnej kondygnacji mieszkają ludzie.
Wzniesiona nad 3.200 m n.p.m niebywale piękna i mityczna kraina rozciąga się na trawiastym płaskowyżu wśród rozległych pastwisk i gór. Na tak dużej wysokości tutejsza ludność jest typowo rolnicza, uprawia pszenicę i warzywa oraz hoduje jaki, konie i owce.
Ludzie tu żyjący, wyglądają także inaczej niż Ci z prowincji Guinzhou. Mają zdecydowanie inne rysy twarzy. Region jest zamieszkany głównie przez Tybetańczyków.
Ciemniejszy kolor skóry , ogorzałe od słońca i zimna twarze sprawiają, że i spojrzenia mają surowsze. W końcu to wysokopienni górale. Okoliczne góry przecież do małych nie należą
W takim nakryciu głowy jak poniżej nie ma co się martwić , że nie zabrało się parasolki z domu. Oryginalne, prawda?
Główną religią w Zhongdian jest buddyzm tybetański, zakorzeniony tutaj od XI wieku.
Pełno tu modlitewnych flag zawieszonych dosłownie wszędzie. Kolejność kolorów flag na sznurku jest podobno ściśle określona, a każdy z nich symbolizuje jeden z pięciu elementów otaczającego nas świata. Niebieski to niebo lub kosmos, biały to powietrze czy wiatr, czerwony to ogień, zielony to woda, a żółty to ziemia. Według Tybetańczyków balans pomiędzy tymi elementami pozwala na życie w zdrowiu i harmonii.
Jeszcze niedawno Shangri La była małą trudno dostępną i zagubioną osadą. Dzisiaj przekształciła się w znane turystyczne miejsce, stając się atrakcją dla przybyszów z całych Chin. I nie tylko. Nie oznacza to jednak, że jest tak oblegane np jak Mur Chiński. Przez cały tam pobyt na palcach jednej ręki można było zliczyć białasów. Większość stanowili Chińczycy.
A to już widok na miasto z góry. Zawsze jeśli tylko istnieje taka możliwość, warto wspiąć się na jakieś wzniesieni aby zobaczyć wszystko z góry. Świat wygląda wtedy zupełnie inaczej. Śmeim twierdzić, że piękniej.
Oznaki tybetańskiej kultury widać od razu po wejściu pomiędzy wąskie uliczki miasteczka. Stupy są jednym z charakterystycznych i bardzo malowniczych elementów tej kultury. Drugim tybetańskim elementem również dobrze widocznym w Shangri-La są młynki modlitewne.
Ten tu widoczny powyżej jest ponoć największym młynkiem modlitewnym na świecie.
Ogromne koło modlitewne na obrotowej osi z wypisanymi na powierzchni mantrami , przez cały
dzień wprawiane jest przez wiernych w ruch. Zgodnie z wierzeniami tybetańskimi obracanie młynkiem modlitewnym daje ten sam efekt, jak ustne recytowanie modlitw.
Tybetańczycy często noszą w rękach tzw male do medytacji. Palce przesuwają się po paciorkach różańca . Słychać cichy szept mantry "om mani padme hum" co w dokładnym tłumaczeniu brzmi : "Bądź pozdrowiony, klejnocie w kwiecie lotosu". Ten różaniec buddyjski służy np do odliczania ilości powtórzeń mantry, imion Buddy, liczenia pokłonów, itd. Mala jest złożona ze 108 korali.
Niedaleko , na północ od Sangri La jest miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić. Oparty o zbocze góry, niczym pałac z bajki stoi przecudnej urody klasztor Songzalin. Jest to największy klasztor lamów buddyzmu tybetańskiego w Yunnanie. Cały kompleks zajmuje powierzchnię około 300.000m.
Z klasztoru roztacza się cudny widok na małe jezioro. Klasztor Songzalin jest leciwy. Został zbudowany w XVII w. Miejsce nazywane jest Małym Pałacem Potali.
Wzorowany jest na słynnym pałacu w Lhasie. Wiele budynków jest cały czas w trakcie renowacji. W czasach Rewolucji Kulturalnej klasztor uległ znacznemu zniszczeniu
Żyje tutaj prawie 700 mnichów. Choć to duża liczba, zupełnie ich tam nie widać. Mają dużo zajęć. Przemykają czasem jak duchy. Żyją w bardzo skromnych warunkach., w małych domkach obok Klasztoru. Ciekawe, co by powiedzieli nasi księża, gdyby przyszło im żyć w takich warunkach?
Choć to jeszcze nie Tybet, Shangri- La jest drzwiami wejściowymi do niego. Podmuch tamtejszego klimatu jest mocno wyczuwalny.
Bardzo lubię tę spokojną, pełną melancholii i skupienia atmosferę. Pamiętam jak po pierwszym długim pobycie w hałaśliwych Indiach wjechałam do Nepalu, poczułam się jak, w przysłowiowym niebie. Tak jest w każdym buddyjskim kraju. Snujący się dym z zapalonych kadzideł potęguje nastrój. A jeszcze jak widoki z klasztoru zapierają dech, to cóż więcej trzeba?
Jak pamiętam , wszystkie Tybetańskie klasztory, te, które odwiedziłam w Ladakhu, Sikkimie , czy tutaj w Chinach, zawsze położone były spektakularnie. Modlitwy wtedy są chyba lepiej wysłuchiwane. I ja odmówiłam kilka modlitw. Jeden obrót w kierunku ruchu wskazówek zegara jest odpowiednikiem odmówienia jednej modlitwy. Mimo, że Shangri-La nie leży na terenie Tybetu, jest z pewnością miejscem, gdzie można zetknąć się i poczuć tybetańską kulturę. A co najważniejsze, jeszcze nie skażoną masową turystyką.
Jak myślicie , odnalazłam magiczną moc Sangri - La?
Jesienne krajobrazy z mozaiką kolorów wyglądają pięknie. Ula te Twoje Chiny to dla mnie absolutne odkrycie. Niezwykłe budowle, ludzie...Bardzo lubię miejsca związane z buddyzmem. Czuję tam pozytywną energię.Mam nadzieję, że magiczna moc Sangri La jest z Tobą :) Bardzo interesujące miejsce odwiedziłaś, pozdrawiam M
OdpowiedzUsuńMałgosiu, spodobałoby się Wam tam bardzo. Cieszę się, że zaciekawiłam. I mnie też klimat buddyjski odpowiada. Dziękuję za przybycie. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńCiekawa relacja z mistycznej krainy. Dzięki Tobie mogę odkrywać nieznane mi i pięknie przez Ciebie pokazane zakątki świata. Dobrze, że ta kraina nic nie straciła ze swojej odmienności, że nie pochłonęła jej zachłanna paszcza masowej turystyki.
OdpowiedzUsuńNawet podczas oglądania prezentacji czuć było spokój i magiczną moc tego miejsca, oddałaś jego klimat. Dziewczyna na ostatnim zdjęciu petarda!
Pozdrawiam,
Renata.
Witaj Renato. Nawet nie wiesz, jak się cieszę z Twojej wizyty. Czekam, aż i ja będę mogła zajrzeć do Ciebie. Twoje podróżnicze wspomnienia i Twoje piękne zdjęcia zasługują na bloga. Każda część świata, związana z kulturą buddyjską jest cudowna. Nie ważne czy jesteśmy w Indiach, Chinach, czy Nepalu. Wszystkie te miejsca tchną takim spokojem i harmonią. Muszę przyznać, że pisanie bloga coraz bardziej mnie wciąga. Może to zasługa obecnej dziwnej sytuacji?Dzięki za wizytę i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń:) Też się nie mogę doczekać, aż będę wrzucała na mojego bloga podróżnicze wspomnienia ;)
UsuńCieszę się, że masz bloga, gdyż wchodząc na niego mam gwarancję najwyższej jakości produktu. Na innej stronie wiesz jak było.
Co do powyższej prezentacji, to masz rację, wszędzie tam, gdzie są wpływy buddyzmu czujemy spokój, harmonię z otaczającym światem.
Serdecznie pozdrawiam.
PS Z chęcią tutaj zaglądam, tylko muszę zapisać się do newslettera, aby otrzymywać powiadomienia o Twoich nowych wpisach.
Czekam , czekam. Daj znać. A ja zawsze z radoscią Cię goszczę:)) Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuń