KANYAKUMARI - koniec indyjskiego świata
grudnia 13, 2019
/
1
Czy Indiami można się znudzić? Wiele razy słyszeliśmy pytanie, czy będąc tyle razy w Indiach coś jeszcze może nas tam zadziwić? Przecież już prawie wszystko o nich wiemy i tak dużo już tam widzieliśmy..... Zawsze odpowiadamy tak samo. Indie to taki kraj , który za każdym razem zaskakuje , zadziwia, wprawia w osłupienie, skłania do refleksji, uczy. Przybysz z dalekiej Europy zawsze czuje się jak odkrywca nieznanego lądu. A o to przecież w podróżach chodzi, prawda ?
Dziś zabiorę Was do najdalej wysuniętego na południe punktu Indii, na sam ich koniuszek, tam gdzie spotykają się trzy wielkie wody , do KANYAKUMARI . Czubek Półwyspu Indyjskiego , to skalisty półwysep, przy którym mieszają się wody Zatoki Bengalskiej, Morza Arabskiego i wielkiego Oceanu Indyjskiego.
Do Kanyakumari trafiliśmy po intensywnym zwiedzaniu południa Indii , a przed lotem na Andamany. A co takiego magicznego jest w tym miejscu? A choćby to , że jako jedyne plaże na świecie umożliwiają przyjeżdżającym zaznać zarówno cudownych wschodów jak i zachodów słońca. A świadomość , że dotarło się do samego czubka " V" tego wielkiego subkontynentu napawa dziką radością .
Zjeżdżają się tam pielgrzymi z całych Indii.
Indie to kraj nie tylko niezwykłych zabytków, czy przyrody. Indie to kraj niesamowitych ludzi. Dla nas białasów, bardzo egzotycznej urody. Kanyakumari nie ma wiele zabytków, ale przyciąga swą atmosferą, którą tworzą pielgrzymi i rodzimi weekendowi turyści. Na każdym kroku indyjska kiczowatość przeplata się z duchowością, dając nam możliwość obserwacji tej niezwykle interesującej mieszanki.
KANYAKUMARI nazwana została na cześć Bogini Kumari, opiekunki wybrzeży. W tym małym miasteczku do odwiedzenia jest przede wszystkim świątynia KUMARI AMMAN. Ciekawą rzeczą jest fakt, że aby mógł tam wejść, mężczyzna , musi obnażyć swój tors.. Atrakcją są także dwie skaliste wysepki położone kilkaset metrów od brzegu. Trzeba liczyć się z dość długą kolejką do łódki. Ale to nic. Jest wtedy czas aby popatrzeć na ludzi..Na jednej wysepce znajduje się VIVEKANANDA MEMORIAL, duże mauzoleum upamiętniające hinduskiego reformatora, a na drugiej imponująca ponad 40 m statua przedstawiająca świętego THIRUVALLUVA ( o matko jakie to trudne słowo).
Na dobrą sprawę , to by było na tyle atrakcji Kaniakumari. Pół dnia wystarczyłoby aby je wszystkie obejść. Pobyt w miasteczku byłby jednak nieważny, gdybyśmy wyjechali nie zobaczywszy najważniejszego wydarzenia, jakim jest wschód słońca. I właśnie dla nich przyjeżdża tu większość Hindusów. I my tez w tym celu tu przyjechaliśmy. Musicie wiedzieć, że Hindusi mają hopla na punkcie wschodów i zachodów słońca. Wiele razy mogliśmy się o tym przekonać.
Jak się potem okazało, większą atrakcją było oglądanie ludzkich zachowań niż to co działo się na niebie. O Takim spektaklu, z tak barwnymi aktorami nawet nie śniłam. Choć do Indii jeździmy od lat i choć uroda Hindusek i Hindusów nie jest nam obca, to tego ranka czułam się jakbym była tam po raz pierwszy.
No dobrze, ale po kolei. Około czwartej rano , obudził nas odgłos bębenków i muzyki dobiegającej ze świątyni. Nie było innej możliwości jak tylko wstać i iść w kierunku morza.
.Jakież było nasze zdziwienie, że nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł. Choć było jeszcze sporo czasu do świtu, ludzie już zajmowali miejsca w obawie , że coś mogliby przeoczyć.
Z minuty na minutę robiło się coraz jaśniej . Niebo przybierało coraz to inne kolory. Pierwsi rybacy wyruszali na połów.
Reagują często jak małe dzieci. Są spontaniczni, potrafią się cieszyć z małych rzeczy.
Dziś zabiorę Was do najdalej wysuniętego na południe punktu Indii, na sam ich koniuszek, tam gdzie spotykają się trzy wielkie wody , do KANYAKUMARI . Czubek Półwyspu Indyjskiego , to skalisty półwysep, przy którym mieszają się wody Zatoki Bengalskiej, Morza Arabskiego i wielkiego Oceanu Indyjskiego.
Do Kanyakumari trafiliśmy po intensywnym zwiedzaniu południa Indii , a przed lotem na Andamany. A co takiego magicznego jest w tym miejscu? A choćby to , że jako jedyne plaże na świecie umożliwiają przyjeżdżającym zaznać zarówno cudownych wschodów jak i zachodów słońca. A świadomość , że dotarło się do samego czubka " V" tego wielkiego subkontynentu napawa dziką radością .
Zjeżdżają się tam pielgrzymi z całych Indii.
Indie to kraj nie tylko niezwykłych zabytków, czy przyrody. Indie to kraj niesamowitych ludzi. Dla nas białasów, bardzo egzotycznej urody. Kanyakumari nie ma wiele zabytków, ale przyciąga swą atmosferą, którą tworzą pielgrzymi i rodzimi weekendowi turyści. Na każdym kroku indyjska kiczowatość przeplata się z duchowością, dając nam możliwość obserwacji tej niezwykle interesującej mieszanki.
Na lewej wysepce Vivekananda Memorial, a na prawej Statua Thiruvalluva |
Warty obejrzenia jest biały gotycki kościół z XVI (powyżej) , uważany zresztą za najpiękniejszy w Indiach.- Church of Our Lady of Ronsom. Od strony morza wygląda szczególnie pięknie. Fajnie jest siedzieć nad brzegiem morza niewiadomo którego , wsłuchiwać się w szum fal i mieć świadomość, że cały subkontynent został za plecami. Przyjemność tę potęguje wiatr, wiejący mocno z każdej strony. Po dusznej i upalnej Kerali to boskie uczucie.
Na dobrą sprawę , to by było na tyle atrakcji Kaniakumari. Pół dnia wystarczyłoby aby je wszystkie obejść. Pobyt w miasteczku byłby jednak nieważny, gdybyśmy wyjechali nie zobaczywszy najważniejszego wydarzenia, jakim jest wschód słońca. I właśnie dla nich przyjeżdża tu większość Hindusów. I my tez w tym celu tu przyjechaliśmy. Musicie wiedzieć, że Hindusi mają hopla na punkcie wschodów i zachodów słońca. Wiele razy mogliśmy się o tym przekonać.
Jak się potem okazało, większą atrakcją było oglądanie ludzkich zachowań niż to co działo się na niebie. O Takim spektaklu, z tak barwnymi aktorami nawet nie śniłam. Choć do Indii jeździmy od lat i choć uroda Hindusek i Hindusów nie jest nam obca, to tego ranka czułam się jakbym była tam po raz pierwszy.
No dobrze, ale po kolei. Około czwartej rano , obudził nas odgłos bębenków i muzyki dobiegającej ze świątyni. Nie było innej możliwości jak tylko wstać i iść w kierunku morza.
.Jakież było nasze zdziwienie, że nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł. Choć było jeszcze sporo czasu do świtu, ludzie już zajmowali miejsca w obawie , że coś mogliby przeoczyć.
Z minuty na minutę robiło się coraz jaśniej . Niebo przybierało coraz to inne kolory. Pierwsi rybacy wyruszali na połów.
Spektakl pomału się rozkręcał. Aktorzy przybywali tłumnie. Jedni cierpliwie oczekiwali przysiadując na murkach , ziemi, inni ofiarowali dary swym bogom zanurzając się w morzu, malowali na skałach niezrozumiałe dla nas obrazki. A jeszcze inni w skupieniu recytowali modlitwy i rozmyślali. Wyglądało to bardzo mistycznie. Zresztą w Indiach , jak nigdzie indziej na świecie, mistycyzm widoczny jest na każdym kroku Od morza wiał ciepły przyjemny wiatr. Ale to my tak go odbieraliśmy. Hindusom było najzwyczajniej chłodno. Poubierani w czapki , ciepłe szaliki i pożyczone ręczniki hotelowe wyglądali trochę dziwacznie. Ich uroda zupełnie nie pasuje do zimowych ubrań.
A to moje ulubione zdjęcie Nazwałam ją Madonną z Kanyakumari. |
Wschód słońca się udał. Przez wszystkie dni w roku się udaje.Dla tych co odwiedzają Kanyakumari w kwietniu , miejsce to ma jeszcze jedna atrakcję. Można wtedy zobaczyć jednocześnie pełnie księżyca i słońca na tej samej linii. Ciesze się bardzo , ze mogłam tam być. Choć to nie po drodze do tych najważniejszych miejsc w Indiach, bardzo wszystkich namawiam , aby zboczyli z utartych szlaków i właśnie tam zawitali.
Wszystkie zdjęcia można obejrzeć także tutaj:
Ula, dzięki tej relacji na OS, nie tylko zresztą tej zdecydowałam sie kilka lat temu pojechać do Indii Południowych, i był to strzał w 10. To miejsce też mnie zachwyciło, pięknie je pokazałaś, klimat oddany znakomicie, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGabi