Klasztory Ladakhu

Ladakh to nie tylko kraj majestatycznych gór, niesamowitych przestrzeni, wysokich przełęczy, to także kraj buddyjskich klasztorów. Dramatycznie przyczepione do stromych, poszarpanych zboczy, wyglądają niczym niedostępne ptasie gniazda. Ta odizolowana kraina stanowi jeden z większych ośrodków buddyjskich w tym rejonie. Buddyzm ma tam wręcz idealne warunki do umacniania i zgłębiania czterech "Szlachetnych Prawd". 

Jest jedną z najstarszych religii świata. I co najciekawsze, jedną z nielicznych nie wprowadzonych za pomocą "miecza i siły". Dla mnie buddyzm jest bardziej filozofią, zbiorem pewnych zasad niż religią. Jak mówi prof. Kołakowski ;"Buddyzm jest jedną z najpiękniejszych i najmądrzejszych wiar, jakie ludzkość stworzyła". Zgadzam się z nim w stu procentach. Piękne jest w nim to, że nie nawraca na siłę, pokazuje tylko drogę. Nie ma w niej Boga, piekła ani raju. W zamian jest droga ucząca życia zgodnie z zasadami moralności, przy jednoczesnym wyzbyciu się pragnień i namiętności, a tym samym uwolnienia się z nieprzerwanego kręgu wcieleń. Od Ciebie tylko zależy czy pójdziesz tą drogą. 

Dziś chciałabym Wam przybliżyć kilka klasztorów, które wywarły na nas wielkie wrażenie. Przebywanie w nich pozostawia w pamięci niezatarte ślady. Zachwyca w nich kunszt ówczesnych budowniczych, doprowadzony wręcz do perfekcji. Można się o nim przekonać odwiedzając te najpiękniejsze gompy, takie jak Thiksay, Likir, Lamayuru. Wszystkie kryją niezwykłe dzieła: figury i figurki Buddy, malunki ścienne z wizerunkami groźnych bóstw, thanki( malowidła na zwojach). A panujący tam klimat, potęguje odbiór tych niezwykłych dzieł. Ponadto atmosfera spokoju i harmonii skłania często odwiedzających do refleksji nad ludzkim życiem.

Klasztor Shay

Gompa Shay położona jest na wzgórzu, w wiosce o tej samej nazwie, zaledwie 15 km od stolicy Ladakhu, Leh. I dlatego też był to nasz pierwszy klasztor, który odwiedziliśmy. Kiedyś to była letnia stolica Ladakhu.


Klasztor słynie z 12 m miedzianego, pokrytego złotem, siedzącego  Buddy Siakjamuniego. Jest to drugi co do wielkości posag Buddy w Ladakhu. 


Pałac Shay i klasztor został wybudowany w XVI w. Do XVIII w był siedzibą rodziny królewskiej.  Każdy z klasztorów, które odwiedziliśmy był w sumie podobny do siebie a jednak inny. Klasztory mają wiele wspólnych charakterystycznych elementów. Jednym z nich są stupy lub jak kto woli czorteny, różnej wielkości i różnych kształtów. Zawsze wiernie towarzyszą zabudowie klasztornej. Ale nie tylko można je zobaczyć na terenach gomp. Stoją również przy drogach, na skrzyżowaniach, przy bramach wejściowych do wiosek, miast. Początkowo przechowywano w nich szczątki mistrzów i nauczycieli buddyjskich, relikwie Buddy. Z założenia pełniły funkcję relikwiarza, były miejscem czci. Obecnie pełnią podobną funkcję, jak stojące przy polskich drogach kapliczki lub krzyże. Mają strzec przed złem, niszczycielskimi żywiołami. Często są także drogowskazem dla podróżnego.
 
W klasztorze Shey, stup jest dużo. Jednak jedna przykuła mą uwagę. Jej złoty czubek był widoczny z każdego miejsca klasztoru. Dumnie prężyła się ku słońcu. Złota korona błyszczała z królewską mocą. Białe stupy na tle szafirowego nieba zawsze wzbudzają mój zachwyt.

Na widoki jakie roztaczały się nie mogliśmy narzekać. Majestatyczne białe szczyty i zieleń doliny stanowiły niezwykle udany duet. Powietrze czyste jak kryształ wyostrzało widoki na odległe łańcuchy górskie. 


Klasztor Thiksey

Kolejny klasztor, który odwiedziliśmy zrobił na nas wielkie wrażenie. Jest to jeden z najpiękniejszych klasztorów w Ladakhu. Leży również niedaleko Leh, i jak każdy, położony jest wysoko na wzgórzu. Widoki na Dolinę Indusu są niezapomniane. Został zbudowany w XVw na wzór Pałacu Potala z Lhasy. Ten 12 piętrowy klasztor należy do największych w Ladakhu.

Na początek kilka kadrów  z poziomu wsi. Pomiędzy licznie stojącymi czortenami powiewały flagi modlitewne. To kolejny nieodzowny element Buddyzmu. Tradycja wieszania flag sięga daleko poza czasy pojawienia się się tej religii. Początkowo flagi malowano ręcznie. Od XV wieku używa się stempli. Na flagach zapisane są mantry, symbole mocy, sutry buddyjskie. OM MANI PADME HUM powtarza się nieustająco. Są dwa rodzaje flag. Takie które wbija się w ziemie lub ustawia na czubkach czortenów pionowo lub takie, które zawieszane są na sznurach. 


Flagi poruszając się na wietrze maja rozsiewać dobre wibracje i przypominać, że należy podążać ścieżką, jaką wskazuje buddyzm. Jest pięć kolorów flag. Każdy kolor to symbol żywiołów. Żółty to ziemia, zielony- woda, czerwony- ogień, biały -powietrze, a niebieski przestrzeń. Na flagach  także często przedstawiane są zwierzęta, zwłaszcza koń, który symbolizuje siłę i energię życiową. 

Wejście na sama górę klasztoru w mocno palącym słońcu jest dość męczące. Każdy kawałek cienia był dobry by odpocząć. Szczególnie dobrze zapamiętałam  schody do głównego miejsca zgromadzeń- Dukhang. Po drodze mijaliśmy grupy pielgrzymów, którzy również jak i my podążali na sama górę.

Nasz przesympatyczny klasztorny przewodnik


Zanim dotarliśmy na samą górę, nie omieszkaliśmy zakręcić młynkami modlitewnymi. Trudno sobie wyobrazić bez nich jakikolwiek klasztor. Są kolejnymi charakterystycznymi i ważnymi elementami kultury tybetańskiej.

Wprawianie młynka w ruch jest niczym innym jak modlitwą. Kręcąc nimi wypowiadamy mantry, której słowa zostały wyrzeźbione na wierzchu bębenka lub w jego środku. Jeden obrót to jedna modlitwa. Gdy bębenków jest kilka, to należy zakręcić wszystkimi. Tak właśnie uczyniliśmy.
Czym wspinaliśmy się wyżej , klasztor stawał się coraz piękniejszy. 

Panoramiczne widoki z najwyższego poziomu klasztoru na rzekę Indus oszałamiały

Klasztor nie tylko na zewnątrz robi wrażenie. Jego wnętrza są równie niezwykłe. Szczególnie interesująca jest Sala Zgromadzeń. We wnętrzu panuje mroczna atmosfera. Dominującymi kolorami są barwy starego złota i burgundu. Ściany udekorowane są wielobarwnymi malowidłami, tkaninami przedstawiającymi sceny z buddyjskiej mitologii. Przy ołtarzu palą się oliwne lamki i stoją miseczki z darami. 

Na terenie klasztoru znajduje się świątynia, wzniesiona dla upamiętnienia wizyty XIV Dalajlamy w 1970r. Znajduje się tam 15 metrowy Budda Maitreji. Jest wykonany z gliny, złotej farby i miedzi. Zajmuje aż dwa piętra. 


Klasztor Basgo

Kolejnym cudem architektonicznym jaki udało nam się zobaczyć był klasztor forteczny Basgo. Został zbudowany w XVw. Przez cały XVI i XVII w był stolicą Ladakhu. Klasztor ma obłędną lokalizację. Okoliczne góry mienią się różnymi kolorami, od zgniłej zieleni poprzez odcienie ochry. Sam klasztor a właściwie jego część forteczna jest zbudowana z rudej gliny. W połączeniu z białą częścią świątynną wgląda kapitalnie.

Ale zanim tam dojechaliśmy, mogliśmy podziwiać miejsce, gdzie spotykają się dwie największe rzeki Ladakhu: Zanskar i Indus. Miejsce jest bardzo fotogeniczne ze względu na dwa kolory wody.


Klasztor Likir

Niecałe 50 km od Leh, w bocznej dolinie, na wysokości 3700mnpm znajduje się bardzo ciekawy klasztor Likir. Jest malowniczo położony na niewielkim wzgórzu. Słynie z największego siedzącego Buddy Maitreji w całym Ladakhu. Ma 35 metrów wysokości. Już z daleka błyszczy w słońcu i ma baczenie na całą okolicę.

Spacerując po klasztorze mieliśmy sposobność spotkać i poobserwować życie klasztorne mnichów. Wiele razy byliśmy obdarowywani szczerymi uśmiechami. 

Na koniec zostawiłam jak dla mnie najpiękniejszy klasztor. Znajdował się przy drodze powrotnej z Ladakhu, Leh- Srinagar. Nasza prawie miesięczna podróż miała się skończyć w Kaszmirze. Stamtąd mieliśmy wylecieć do Delhi a potem do Europy. Niestety sytuacja polityczna pokrzyżowała nam plany. Musieliśmy zawrócić. Ale o tym w innym poście.

Klasztor Lamayuru

Klasztor ten jest najstarszym klasztorem w całym Ladakhu. Nazywany jest też Tharpa Ling, co oznacza" siedziba wolności" Mieszka w nim obecnie około 50 mnichów. Kiedyś zamieszkiwało wielu więcej, nawet kilkuset. Mnisi należą do szkoły " Żółtych czapek". W klasztorze jest co oglądać. Są niezwykle barwne malowidła ścienne, tanki, rzeźby. Przed świątynią stoją trzy imponujące czorteny. Ten niezwykły klasztor otaczają księżycowe góry. Dzikie, poszarpane, w rudo-szarych odcieniach. W powietrzu unosi się pył, wisi magia.


W Lamayuru, jak w żadnym innym klasztorze, mieliśmy okazję na bliższe spotkania z jego mieszkańcami. Uczestniczyliśmy w ich modłach, a nawet zaprzyjaźniliśmy się na chwilę z najmłodszą bracią klasztorną. Były rozmowy, śmiechy, poczęstunki, zdjęcia.

Kolorytu temu miejscu dodawali pielgrzymi. Siedzieli pod murami klasztoru i kręcili swoimi młynkami modlitewnymi, powtarzając mantry. To też dla nich dobra okazja na zarobienie paru rupii.


Ladakh i jego klasztory to idealne miejsce dla poszukujących duchowości i jednocześnie bliskości natury. Niewiele jest już takich miejsc na ziemi. Zawsze wszystkich namawiam na wizytę w Indiach, na Ladakh namawiam ze zdwojoną siłą. Juhley - to ladhakijskie słowo oznacza między innymi : dziekuje i do wiedzenia.


Zatem zapraszam już dziś na kolejne spotkanie z Indiami.





8 komentarzy:

  1. Cieszę się, że mogę znów powrócić do podniebnej krainy, jaką jest Ladakh. Jakość zdjęć jest niesamowita, a to dzięki przejrzystości powietrza na wysokościach powyżej 3500 m. npm. Atmosfera ciszy, spokoju i duchowości w klasztorach działała kojąco na umysł. Dla mnie ta podróż pomogła spojrzeć na świat z innej perspektywy, chętnie bym się znowu wybrał w podobne klimaty. A Kaszmir ciągle czeka...🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Kaszmir ciągle czeka. Liczę bardzo, na to, że znajdziemy sie tam niedługo. Bardzo piękna to była podróz. MOże jeszcze kiedyś zawitamy w rejony, gdzie buddyzm decyduje o sposobie życia.

      Usuń
  2. Ula ja Ci bardzo dziękuję, że prowadzisz bloga. Dzięki temu możesz pisać i pokazywać swoje podróże. A jest co! To kraina niezwykła, klasztory piękne, otoczenie malownicze. Przejrzystość powietrza kojarzy mi się jedynie z Islandią. Wybierzcie się tam. Jestem pewna, że Wam się spodoba :) Nie wiedziałam, że tam płynie Indus. Piękne fotografie, ciekawie piszesz. Wrażenia i wiedza pochłaniają mnie. Buziaki M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, dla takich czytelników jak Ty pisanie wspomnień bloga nabiera sensu, dodaje nowej energii. Dziekuje:) Czasami sie zastanawiam , czy aby nie jestem zbyt monotematyczna. Mam wyrzuty sumienia, że po macoszemu traktuje inne nasze podróze. Ciekawą rzeczą jest to, że podróz tę odbylismy prawie 12 lat temu, a ona nadal mnie porusza i mogłabym bez końca o niej pisac. O Islandii myslimy od lat, ale sama wiesz jak to jest z podrózami. Mozna czasem cos planowac długo , a wystarczy jeden impuls i plany ulegaja całkowitej zmianie. Czasy teraz niepewne i trudne. Cieszę się ogromnie z kazdego Twojego komentarza, cieszę sie takze, ze zdjecia, które robiłam dośc marnym aparatem sie spodobały. Pozdrowię Cie jak mieszkanka Ladakhu JUHLEY.

      Usuń
    2. Ula właśnie to mnie w Twojej relacji bardzo ujęło, że podróż sprzed lat, a wspomnienia ciągle żywe. Wracasz do nich tak, jakby to było wczoraj. Po prostu myślę, że było to ogromne przeżycie. Jednak gdyby nie blog, nic byśmy z tego nie widzieli i wiedzieli, a to zawsze - jak dla mnie - masa dobrych informacji i dobrej energii :) Pisz o tym co Cię najbardziej porusza, nie ma możliwości, żeby wszystko pokazać i opisać. Ja swoje wspomnienia zupełnie zaniedbałam odkąd jest Megi. Wolę zajmować się psem, ale z tyłu głowy chciałabym o tym czy tamtym napisać. Jednak nic na siłę :) Mam wątpliwości czy jeszcze pojadę do Indii. Na razie popierają Putina i to bardzo mi/nam się nie podoba. Na Islandię bardzo Was namawiam, ale to jest podróż do zaplanowania na wcześniej, ze względu na bazę noclegową dość skromną, bo Islandczyków jest niecałe 300 tyś. z czego 1/3 mieszka w stolicy. Dla mnie Islandia to ciągle żywe wspomnienia i bardzo niezwykłe. Jedźcie kiedyś! Tym bardziej, że wyprawy po drogach szutrowych to dla Was nie nowość. JUHLEY Ula :)

      Usuń
    3. Małgosiu, sama sie dziwię,że tak duzo pamietałam, pomimo tylu lat i tylu odbytych innych podrózy w między czasie. Ale wspomnienia z Indii takie sa , ciagle żywe. Na Islandię pewnie pojedziemy. Martwie zie tylko, czy zycie nie za krótkie. czasy teraz okropne. Wirus, teraz wojna. Odechciewa sie wszystkiego. A Wasza Megi to cudowny przyjaciel. Madre ma oczka. Pozdrawiam raz jeszcze. Juhley:)))))

      Usuń
  3. Przepięknie pokazałaś kolejną twarz tego rejonu. Zdjęcia oddają świetnie niezwykłość lokalizacji klasztorów, kolory, ludzie, zwyczaje - widać to u Ciebie. Bardzo ciekawie opisane, zwłaszcza podoba mi się to co na początku piszesz o buddyzmie. Podpisuję się pod tym, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabi dziekuje bardzo. Musisz tam koniecznie pojechac, koniecznie. Wiem, ze marzysz o tym kierunki juz dłuzszy czas. Teraz Indie sie znów otworzyły na turystów. Pomału wszystko rusza. My nie mozemy przeżałować Kaszmiru. Dwa razy juz prawie tam byliśmy. Ale nie odpuszczamy. Marzenia sie spełniają. Ja wiem, że teraz to wszystko jest niepewne, obarczone ryzykiem. Trzeba jednak planowac. Ktos kto kocha podróze da rade pokonac wszystkie niedogodnosci. Dzieki za przybycie i ciepłe słowa. Pozdrawiam:))

      Usuń

Copyright © PODRÓŻE Z KORDULĄ , Blogger