LADAKH- Zielona Dolina i Niebieskie Jezioro

 


Odwiedzając Ladakh, koniecznie trzeba zarezerwować sobie co najmniej kilka dni na dwie obłędne atrakcje tego rejonu. Pierwsza z nich to Zielona Dolina Nubry, a druga to Błekitne Jezioro Pangong Tso. Do tych miejsc, najlepiej wybrać się po paru dniach aklimatyzacji w Leh.
Zacznijmy od zielonej Nubry.
Dolina została otwarta dla ruchu turystycznego niedawno, zaledwie w 1994 roku. A to wszystko przez bliskość Pakistanu. To ciągle są tereny sporne. Leży za pasmem gór Ladakhu, a na skraju Karakorum,. Dzieli ją od Leh 150 km. Aby się tam dostać trzeba przejechać przez wysoką przełęcz. Podróżowanie po Ladakhu to nieustające ich pokonywanie. Nie na darmo rejon ten jest nazywany jest Krainą Wysokich Przełęczy

Droga ku najwyższej przejezdnej przełęczy świata, Khardung La (5602mnpm),  jest długa i mozolna. Już po 30 km od Leh, zaczyna się  mocno wspinać. Jeśli nic się po drodze nie wydarzy, to dotarcie do przełamania trwa około trzech godzin. Przejazdy himalajskimi drogami, dostarczają wielu emocji związanych nie tylko z samą drogą. Pogoda tu tak często się zmienia, że w jednej chwili lato potrafi zamienić się w śnieżną zimę. Jedno jest pewne, spektakularnych widoków nam nigdy nie zabraknie. Malownicze i rozległe panoramy na ośnieżone łańcuchy górskie robią wrażenie.



My drogę do Doliny Nubry pokonywaliśmy rzecz jasna samochodem, ale są i tacy, co porywają się na przejechanie jej rowerem. Widzieliśmy wiele samochodów z rowerami na dachach i rowerzystów. Nawet gdyby to miałby być tylko sam zjazd, to i tak jest to trasa dla wytrawnych rowerzystów i twardzieli .

Po trzech godzinach mozolnego wspinania  nareszcie docieramy do przełamania. I jak na każdej przełęczy, tak i tu powiewa las modlitewnych chorągiewek. Przez cały rok przełęcz pokryta jest śniegiem. 


Wszyscy chcą sobie zrobić zdjęcie pod tablicą z wysokością. Tylko ja zmożona chorobą wysokościową nie byłam w stanie uwiecznić się na fotografii.
 

Po przełamaniu pogoda i krajobrazy zaczęły się zmieniać, zrobiło się cieplej. Zjazd na poziom 3 tys metrów oznaczał, że będę się czuła coraz lepiej. Dolegliwości żołądkowe i ból głowy systematycznie malał. Od tego miejsca zaczyna się zjazd w kierunku doliny rzeki Shyok. W oddali bielące się szczyty Karakorum oszałamiały nas swym pięknem.

Dolina Nubry to rozległy, zerodowany, pustynny trójkąt oddzielający góry Ladakhu od Karakorum. Usadowiły się tam urocze wioseczki. Ma się wrażenie, że to koniec świata. W wioskowych sadach ponoć rosną najlepsze morele w tej części Himalajów, a poletka rzepakowe wyglądają niczym zielono - żółty patchwork, cudownie kontrastujący z rudymi zboczami doliny. Panuje tu unikalny mikroklimat.

We wsi Diskit stoi jeden z piekniejszych klasztorów jakie widzieliśmy. Roztacza się z niego obłędny widok na całą Dolinę Nubry. Kiedyś przez Nubrę prowadził szlak kupiecki łączący Tybet z Turkiestanem. 
Diskit słynie także z 10 m rzeźby Maitreji- Przyszłego Buddy, która znajduje się tuż pod klasztorem. Budda zwrócony jest w kierunku Pakistanu i ma symbolizować Pokój.

Jeden dzień w Dolinie Nubry to za mało. Koniecznie trzeba tu zaplanować nocleg. Idealnym miejscem jest  wieś Sumur, w której jest nienajgorsza baza noclegowa. Są Guest House, pola biwakowe. My spaliśmy w obozowisku, w całkiem wygodnym namiocie. Śniadanie zrobiono nam z tego co rosło przed namiotem. Było bardzo eco.
 


Za ogrodzeniem naszego obozowiska mieliśmy takie swojskie widoki.

Myślę, że mantry wypowiadane podczas kręcenia takimi młynkami są tak samo ważne, a może nawet ważniejsze💓

Drugiego dnia odwiedziliśmy wiejski klasztor i szkołę przyklasztorną w Sumur.  Na więcej atrakcji w Dolinie Nubry nie wystarczyło nam czasu. Musieliśmy zacząć  myśleć o powrocie. Czekała nas długa droga.

Drugim must see Ladakhu jest  Jezioro Pangong Tso, położone na granicy Indii z Chinami, a dokładnie z Tybetem. Nad jezioro wyruszyliśmy bardzo wcześnie rano z Leh. Droga początkowo była relaksująca, łagodnie się wspinała, by po mozolnych dwóch godzinach przerodzić się w drogowy koszmar. Na naszą drogę zaczęły spadać wielkie głazy, a padający śnieg uniemożliwiał nam normalną jazdę. Dokładnie tego dnia mieliśmy okazje przekonać się, że w Ladakhu niczego nie można być pewnym, a na pewno już pogody. 


Wspinając się coraz wyżej, z każdym kilometrem przybywało śniegu. Na dodatek, z nisko wiszących chmur zaczął padać gęsty śnieg. Droga zrobiła się biała i śliska. W jednej sekundzie wyjechaliśmy z lata, a wjechaliśmy w mniej komfortową porę roku.

Droga w kierunku Jeziora Pangong Tso trwała dłużej niż zakładaliśmy. Podjazd na kolejną wysoką przełęcz Chang La, (trzecią najwyżej przejezdną,) położoną na 5360 mnpm  nie należał do najprzyjemniejszych. Baliśmy się bardzo, czy aby zdołamy dojechać do celu. Tego samego dnia musieliśmy jeszcze wrócić z powrotem do Leh. Te zaledwie 170 km dłużyły się niemiłosiernie, zwłaszcza w tak złych warunkach atmosferycznych. Przy dobrej pogodzie dotarcie z Leh nad Jezioro zajmuje 5 godz. Nam  sie niestety nie udało się zmieścić w tym czasie. 
Na przełęczy przywitała nas gęsta mgła i przeszywający ziąb. Nie dało się nawet wyjść z samochodu.



Wiedzieliśmy, że miejsce do którego jedziemy okrzyknięte jest jedną z największych atrakcji krajobrazowych Ladakhu. Przy pięknej słonecznej pogodzie gwarantuje wielkie "wow". Odbijające się brunatne góry w tafli krystalicznie czystego, błękitnego jeziora miały nas oczarować. My jednak na taką aurę tego dnia nie mogliśmy liczyć. Choć śnieg za przełęczą przestał padać, to mgły i ołowiany chmury wisiały nisko. Druga część drogi przebiegała właśnie w takiej pogodzie.

Jezioro Pangong Tso położone jest na 4350 mnpm. Jest najwyżej położonym jeziorem słonowodnym na świecie. Ma 160km długości. Jedna trzecia jego powierzchni leży po stronie indyjskiej, reszta należy do Chin, a właściwie do Tybetu. Jego nazwa wywodzi się z tybetańskiego słowa i oznacza " jezioro z wysokimi łąkami"

Jezioro w różnych porach dnia i o różnej pogodzie zmienia kolory. W pełnym słońcu jest najpiękniejsze, cudownie błękitne. Ale potrafi także przybrać inne barwy- zieloną, brązową, stalową. My niestety nie mogliśmy go podziwiać w jego najpiękniejszej odsłonie. Ale pomimo kiepskiej aury , zrobiło na nas piorunujące wrażenie. Otoczone ośnieżonymi górami zapewnia prawdziwe bajkowe krajobrazy.



Warto wspomnieć, że odkąd nakręcono tam bollywoodzką komedię " Three idiots", nad jezioro ściągają masowo hinduscy turyści. Tego dnia tez było ich sporo.

Żadne zdjęcia nie są w stanie oddać piękna tego miejsca. Szkoda tylko, że nasza wizyta trwała tak krótko - musieliśmy przed zmrokiem dotrzeć do Leh.  Choćby na krótko warto tu przyjechać, to absolutna konieczność. 
Chociaż od  naszej podróży w ten rejon Indii minęło już prawie 13 lat, to wspomnienia i obrazy wryły się w pamięć tak głęboko, że ciągle widzę je przed oczami, jakby to było wczoraj. 


To był już dziesiąty i ostatni wpis poświęcony naszej miesięcznej podróży do Ladakhu. Dla tych , którzy by chcieli prześledzić ją od początku zapraszam tutaj: Cz ICz IICz IIICz IVCz VCz VICz VIICz VIIICz IX. Wszystkim tym, których zainteresowałam  tematem Ladakhu, serdecznie dziekuję za wizyty na blogu i zapraszam ponownie :) 








4 komentarze:

  1. Ula dziękuję za tę wspaniałą relację. Niezwykła wyprawa i cieszę się, że mogłam to wszystko zobaczyć. Widoki spektakularne. Droga potwornie trudna i niebezpieczna. Myślę, że i lód tam był. Stasiu się spisał! Nie dziwię się, że dobrze to wszystko pamiętasz. Pozdrawiam serdecznie :) M

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu, cała przyjemność po mojej stronie. Dziękuję Ci bardzo za wszystkie wizyty i piękne komentarze. Motywowały mnie do dalszej pracy. Tak masz racje , nasz Stasiu był wzorowym kierowcą i wspaniałym towarzyszem podróży. Podróż do Ladakhu była jedną z najciekawszych naszych podroży, a może nawet najciekawszą. Jeszcze raz dziekuję i pozdrawiam serdecznie:)) Urszula

    OdpowiedzUsuń
  3. Mało prawdopodobne abym tam dotarła więc z zaciekawieniem

    OdpowiedzUsuń

Copyright © PODRÓŻE Z KORDULĄ , Blogger