SHIMLA- letnia stolica brytyjskich Indii


Dziś będzie miejsko. Pokaże Wam, jak wygląda niegdysiejsza letnia stolica Indii z czasów, kiedy panoszyli się tam Anglicy. Spędziliśmy w niej dwie noce. Ta urocza górska miejscowość oczarowała nas od pierwszego wejrzenia. To ważne miasto dla Himachal Pradesh. Jest jego stolicą. Położona na dość znacznej wysokości, u podnóża Himalajów, gwarantuje przybyszom, zwłaszcza tym z nizin rześkie, czyste powietrze. Rozłożona jest na siedmiu wzgórzach, porośniętych gęstym lasem.  Anglicy nazywali ją " Królową Wzgórz" Miasto ma swój niepowtarzalny klimat. Stara poangielska zabudowa i piękne widoki dookoła sprawiają, że obecnie to bardzo modne miejsce wśród Hindusów. Przyjeżdżają tu miłośnicy górskich wędrówek, sportów ekstremalnych, a zimą narciarstwa. Simla jest popularne zarówno latem jak i zimą.

Przywitała nas iście angielską pogodą.  Mgły i niskie chmury uniemożliwiały nam w pełni podziwianie widoków. 




Dużym zaskoczeniem dla nas był widok ciasno posadowionych domów przyklejonych do prawie pionowych zboczy. Aż trudno sobie wyobrazić, że wszystkim udaje się stać idealnie prosto. Z daleka wyglądają jak klocki na makiecie. Wysokie domy, niczym wielkomiejskie kamienice w Nowym Jorku dumnie zadzierają głowy ku niebu, wyglądając słońca. I zupełnie nie wpisują się w koloryt i charakter Indii. 



Simla ma ciekawą historię. Jej nazwa wywodzi się od Shyamavala Devi, jednego z wcieleń Bogini Kali. Świątynia stała tutaj zanim zjawili się Anglicy, czyli na początku XIX w. Tereny górskie były atrakcyjne dla szukających wytchnienia od upałów bogatych Anglików. Pomału zaczęto wznosić pierwsze eleganckie rezydencje. Z roku na rok rozrastała się dzielnica willowa, którą otaczały zaprojektowane z angielska precyzją i smakiem, parki i deptaki miejskie. 
Mieszkali tu oficerowie, gubernatorowie, a nawet  Wicekrólowie Indii. Jeden z nich uczynił Shimlę letnią stolicą Indii.




Przeniesiona i oddalona od Kalkuty o ponad 1000 mil, Shimla stała się centrum administracyjnym kolonii brytyjskiej. Kolejni wicekrólowie zdecydowali o jej wyglądzie. Na wzór europejskich miast postawiono Ratusz, Bibliotekę, Teatr i wiele budynków użyteczności publicznej. Bardzo dbano o to, żeby mieszkający tu Anglicy czuli się jak w Anglii.




Spacerując po ulicach Shimli mocno czuć wciąż ducha dawnych kolonialnych Indii. Oczami wyobraźni można zobaczyć elegancko ubrane żony lub wdowy po oficerach brytyjskich przechadzające się po głównym deptaku Mall  i plotkujące o romansach, zdradach, skandalach. Sam Kipling pisał o Shimli, że jest to miasto  frywolne, plotkarskie i rozmiłowane w intrygach. Cóz miały robić znudzone  często samotne Brytyjki, jak nie plotkować i snuć intrygi? W Shimli w czasach kolonialnych zawsze było dużo wojskowych. Mieściła się tu bowiem siedziba głównego sztabu Armii Indyjskiej. Żołnierze często przyjeżdżali tu na wypoczynek. Zawsze odbywało się tu dużo przyjęć, bankietów, herbatek. Nigdy nie brakowało sensacji towarzyskich.

Mall Road



The Ridge


Najważniejszą częścią miasta była i jest  Mall Road. Ten główny deptak Shimli otoczony jest barwnymi kamieniczkami, w których usadowiły się eleganckie sklepy i drogie restauracje. Główna ulica prowadzi do placu Ridge. To ulubione miejsce spotkań. Pięknie położony na grzbiecie, aż prosi się by po nim pospacerować. A gdy już znajdziemy się w najważniejszym punkcie miasta, na pewno nie umknie naszej uwadze górujący ponad domami  masywny neogotycki Christ Church.


W czasach kolonialnych ta elegancka , górna część Shimli była niedostępna dla Hindusów. Mogli w niej przebywać tylko biali, dobrze urodzeni, lub tacy, co potrafili zadbać o swoje interesy. Wtedy w Indiach rodziły się fortuny. Niżsi rangą żołnierze pomieszkiwali w jej dolnej części, zapewne w tych niespotykanych nigdzie w Indiach  wysokościowcach. 

Do dobrze zachowanych pozostałości po Anglikach zalicza się także Viceregal Lodge- siedziba Wicekróla Indii.







Ten masywny budynek zbudowany z jasnego kamienia, wygląda jakby żywcem przeniesiony ze Szkocji. Jego twórcą był irlandzki artysta. Jak na owe czasy, budynek był niezwykle nowoczesny. W nim, jako pierwszym w Północnych Indiach zapaliły się elektryczne lampy. Położony jest około dwóch  km od miasta. Usytuowany na Observatory Hill. Wiele decyzji o losie Indii zapadło właśnie w tym budynku. Obecnie mieści się tutaj Instytut Studiów Wyższych.
Patrząc na takie budynki, trudno uwierzyć , że poniżej w dolnej części Shimli świat wyglądał zupełnie inaczej. Nawet teraz dolna część miasta jest taka do jakiej przywykliśmy w Indiach. Pełna rozgardiaszu, zapachów, nie zawsze miłych dla naszych nosów, hałasu i niezliczonej ilości kolorów.

Mnie Shimla zawsze kojarzyć się będzie ze Świątynią Hanumana i władającymi nią sprytnymi i nieobliczalnymi makakami. Ostrzegało nas przed nimi wielu miejscowych. Zresztą nie tylko w Świątyni się panoszą. Pełno ich jest w całej Shimli.
Ale po kolei. Świątynia jest pięknie położona, na wzgórzu, na wysokości naszych Rysów. Z góry roztacza się cudowny widok na okolice, na którą od wieków ma baczenie boski Hanuman -bóstwo czczone w postaci małpy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie makaki, które tak zaprzątnęły moją uwagę, że wszystko inne mi umknęło.


Zanim weszliśmy na schody, prowadzące do Świątyni zaopatrzyliśmy się w kije, które miały nas ochronić przed  agresywnymi małpami. Ostrzegano nas, że małpy to złodziejki, a ten fach mają opanowany do perfekcji. Nie upłynęło kilka chwil a mogliśmy się o tym przekonać na własnej skórze. W jednej sekundzie okulary Maćka znalazły się na nosie jednej z nich. Szybko wskoczyła na czubek ogromnej choinki i ani myślała zwrócić zdobycz.

 I tak mieliśmy dużo szczęścia, trafiliśmy w miarę na kulturalną i ugodową małpę. Nasz przewodnik dokonał handlu wymiennego. Okulary za jedzenia. Tym razem okulary wróciły już nie na nos Maćka , ale głęboko do kieszeni.
Jak się okazało, wzgórze nie tylko należy do Boga Hanumana, ale także, a może głownie, do jego sług i posłańców, do małp. Hindusi z jednej strony ostrzegają i je gonią a z drugiej strony karmią i  pozwalają im na wiele. I nie ma nic w tym dziwnego, przecież są w służbie ważnego Boga dla Hindusów, samego  Hanumana .


Choć na zdjęciach wyglądają słodko i rozczulająco, wcale takie nie są. Ja podchodzę do nich z dużą ostrożnością i wielkim dystansem.

Zdecydowanie jednak w Indiach wolę spotkania z ludźmi.



Dwa dni spędzone w Shimli szybko minęły. To nietypowe jak na Indie miasto, utwierdziło nas w przekonaniu, że w Indiach nie można się nudzić. Każda jej część jest odmienna, każda zaskakuje. Pomimo ciągłych wizyt makaków, żal  było opuszczać nasz mały kolonialny pensjonat. Za kilka dni mieliśmy wjechać do Ladakhu. Zmierzyć się z wysokimi przełęczami, poczuć co to wysokość i oniemieć z zachwytu nad pięknem Himalajów.







Dzisiejszy wpis jest IV częścią wspomnień z podróży do Ladakhu. Jeśli przyjdzie Wam ochota, aby przeczytać co działo się wcześniej to zapraszam tutaj: I część II część III część

Wszystkie zdjęcia z posta zawsze można obejrzeć w formie pokazu slajdów klikając na jakąkolwiek fotkę w poście.
Dziękuję i pozdrawiam  Urszula


6 komentarzy:

  1. Ula, nie dostałam na maila powiadomienia, ze zrobiłaś nowy wpis. Kliknęłam na Twoją odpowiedz u mnie, dostałam info, ze podana strona nie istnieje, zaczęłam Cię szukać i tak odkryłam, ze dzisiaj wrzuciłaś nowy wpis.
    Twoje Indie zawsze mnie zachwycały. Jakie niezwykłe położenie tego miasta. Czytałam kiedyś książkę, której akcja tam się właśnie toczyła. Niezliczone ilości dzieci pozostały po oficerach, ale i Brytyjki ulegały czarowi Hindusów. Pięknie opisałaś i pokazałaś. Małpa bezczelna! Ja ich spryt poznałam w RPA, jak wlazły do busa i wyszły z jedzeniem. Pałac robi wrażenie. Zdjęcie chłopca na kolanach drugiego - rewelacja! Ladakh jest nadal moim marzeniem, ta galeria zachęca bardzo do powrotu, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Gabi, a to ciekawe. Pewnie przeoczyłam, ze cos trzeba było zrobic, zeby sie utrzymac na fali.Z pewnością tego nie zrobiłam. Dzieki za przybycie. Choc ostatnio przerzuciłam swe zainteresowania na Afrykę, która szczerze mnie oczarowała, to Indii nigdy nie przestanę kochać ślepą miłością. Czekam z niecierpliwością kiedy się otworzą. Muszę tam choc raz jeszcze pojechac, żeby poczuć znów ich zapach. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Dla mnie takie wspomnienia to powrót do Indii sprzed 10 lat, od tego czasu wiele się tam zmieniło. Pamiętna jest wizyta w świątyni Hanumana, już pożegnałem się z okularami... 😁. Na szczęście strażnik wymienił je na jakiś małpi smakołyk, ale był lekki szok, bo makak wskoczył mi na plecy i zajumał patrzałki! 😀 🤣 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóz, nie możemy jechać tam teraz, to musza nam wystarczyć wspomnienia. Dobre i to.

      Usuń
  3. Ula jakoś mi umknął ten wpis. Bardzo ciekawe, postkolonialne miejsce. I po co tej małpie okulary? ;D Też trzymam się od nich z daleka. Nie ufam za grosz...Dobrze, że umie handlować. Uwielbiam Twoje wspomnienia, zwłaszcza z Indii :) Pozdrawiam M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam sie tam podobało.To rzeczywiście miejsce, gdzie Indie mieszają się z angielskim klimatem. Zresztą nie tylko zabudowa, ale i pogoda bywa tam mocno angielska. Dobre miejsce aby odpocząc od indyjskiego skwaru. Miło, ze znów do mnie zajrzalas. Pozdrawiam

      Usuń

Copyright © PODRÓŻE Z KORDULĄ , Blogger