GUDŻARAT- mniej znane Indie cz II


O Gudżaracie i jego atrakcjach pisałam już w dwóch innych postach. Jeden z nich traktował o najważniejszym i najcenniejszym zabytku jakim jest Palitana klik. Drugi natomiast opowiadał o ludziach i lokalnym rzemiośle żyjących tam plemion klik

Na trasie naszej wyprawy do Gudżaratu znalazły się także inne atrakcje. Dziś przyszedł czas aby je Wam zaprezentować. Zacznijmy od niesamowitej solnej równiny, jaką jest Rann of Kutch.


                                                    LITTLE RANN OF CUTCH 

 

Mały Rann jest drugim co do wielkości rezerwatem dzikiej przyrody w Indiach. Jest częścią Wielkiego Rannu. Są to nisko położone słone bagna usiane wyspami traw i zarośli, wyrastającymi w czasie monsunu.

Na poranne safari wybraliśmy się otwartym indyjskim jeepem. Teren jest dość grząski. Pod warstwą wyschniętej i spękanej od słońca i wiatru gliny jest woda. Można bez trudu utopić buty. Najlepiej jest tutaj przyjechać po monsunie, w porze suchej czyli od października  do marca. Wtedy wody pokrywające tę słoną równinę wysychają.


 
Obszar Rann off  Kutch jest jedną z ostatnich ostoi kułana indyjskiego- dzikiego i rzadko występującego osła. My mieliśmy okazje widzieć go z dość bliska.

W rezerwacie można zobaczyć również Nilgai, największą antylopę azjatycką zamieszkującą subkontynent indyjski.

Obszary bagienne są domem dla wielu wędrownych ptaków, takich jak żurawie, pelikany, czy flamingi. 

Tereny Małego Runn of Kuch są od wieków wykorzystywane do produkcji soli. Podczas monsunu cały teren jest zalany wodą, która ma połączenie z zatoką morską. Gdy woda wyparuje, na rozległe wysuszone bagniska przybywają sezonowi, solni robotnicy. Najpierw wypompowują słoną wodę spod powierzchni ziemi i rozlewają na pola, a potem czekają aż przyroda dokończy dzieła. Upał i wiatr  krystalizują sól. Praca jest bardzo wyczerpująca. Widok kobiet przenoszących na głowach ciężkie miednice wypełnione mokrą solą, w morderczym upale i strasznych warunkach higienicznych, może wzruszyć do łez. Wizyta w takim miejscu jak to, jest świetną lekcją pokory. Jak się potem dowiedzieliśmy, ludzie Ci często nie dostają pieniędzy. Zapłatą za morderczą prace jest sól, którą mogą sprzedać legalnie na targu. Jaki ten świat jest niesprawiedliwy 😪. 

A w takich warunkach mieszkają.

Podczas naszego safari po pustyni solnej mijaliśmy wiele wiosek, w których życie toczyło się nieprzerwanie swoim rytmem. Mężczyźni wypasali bydło, kobiety nosiły wodę, dzieci się bawiły. Przesuwające się obrazy codziennego życia są w całych Indiach podobne, a mimo to zawsze fascynujące. Obserwacja zwyczajności jest nieporównywalna z niczym innym. Z niej można dowiedzieć i nauczyć się najwięcej.

Po całym wypełnionym po brzegi dniu, czekała na nas nagroda w postaci pysznej kolacji i wygodnego łózka. Nie pamiętam już nazwy eco ośrodka, ale pamiętam, że pomimo braku turystów ugościli nas świetnie.


WIELKI  RANN OF KUTCH

Na pograniczu Indii i Pakistanu, znajduje się kolejna atrakcja Gudżaratu. Jest nią wielki Runn of Kutch. Ten ogromny obszar popękanej ziemi w środku lądu był kiedyś rozległą płycizną Morza Arabskiego. Z biegiem wieków zmiany geologiczne zamknęły połączenie z morzem i stał się pustynią solną. Podczas monsunów, bagna wypełniają się wodą. Latem woda wysycha, tworząc niewyobrażalną, białą przestrzeń z chrupiącą warstwą słonej ziemi. Aby się dostać do środka wielkiego soliska, trzeba uzyskać pozwolenie od lokalnych władz. Przestrzeń robi wrażenie. Horyzont zlewa się w jedną majaczącą całość, a drgające, upalne powietrze tworzy fatamorgany. 

Dla lepszego zobrazowania, dołączam mapkę. 

Ludzie , których tam widzieliśmy, ubiorem i urodą przypominali Pakistańczyków. Nic  w tym dziwnego, przecież tuz obok jest Pakistan. 


WYSPA DIU

Bliskość morza sprawia, że koniecznie trzeba odwiedzić DIU, jedną z trzech byłych kolonii portugalskich na terenie dzisiejszych Indii. Ślady swojej kultury Portugalczycy zostawili chociażby w architekturze. Poniżej kościół św Pawła z XVII w, zbudowany w charakterystycznym, kolonialnym, portugalskim stylu barokowym. Ma piękną, koronkowa fasadę. Podobne budowle widzieliśmy na Goa. 


Jeśli Portugalczycy, to naturalnie forty. Do dziś Fortaleza de Diu jest wizytówką miasta. Jak na zbudowaną w XVI w, trzyma się całkiem dobrze. Roztacza się z niej piękny widok na morze, które otacza ją z trzech stron.

Na  wyspie Diu znajduje się kilka całkiem ładnych plaż. Do rajskich widoków im daleko, ale na pewno nie zawiedzie nas ciepłe morze i piasek. Hindusi na plażach nie wypoczywają tak jak my. Nie wylegują się, nie opalają. Kapią się w ubraniach, nie pływają. Cieszą się natomiast z samego kontaktu z wodą. Wygląda to dla nas, Europejczyków, trochę dziwnie, żeby nie powiedzieć, dziecinnie.

Diu jest miejscem, gdzie na wypoczynek i dłuższe weekendy przyjeżdża dużo młodych Hindusów. Ta swoistego rodzaju enklawa, niezależna administracyjnie od prohibicyjnego Gudżaratu, umożliwia zakup taniego alkoholu, który leje się tu strumieniami. A że Hindusi głowy mają słabe, więc szalejących indyjskich turystów widać na każdym kroku.

Ale są tez takie miejsca w Diu, gdzie na szaleństwa nie ma miejsca. Jest nią piękna, maleńka świątynia hinduistyczna, licząca sobie ok 500lat- Gangeshwar. Nie wygląda ona tak, jak inne. Skryta jest w jaskini, tuż nad brzegiem morza. Podczas przypływu, fale morskie przychodzą do świątyni i obmywają lingam Siwy.   




Jest bardzo mistycznie.

Moim ulubionym miejscem w Diu był port rybacki i nadmorska promenada. Wiele się tam działo.



PLAŻA ALANG

Skoro już jesteśmy przy morskiej tematyce, to grzechem byłoby nie wspomnieć o bardzo specyficznym miejscu, jakim jest plaża Alang. Niestety nie pozwolono nam na nią wejść. Jest ogrodzona i pilnie strzeżona. Otóż na tej plaży rozbiera się statki. Zjawisko rozbierania statków to duży problem w tej części świata. Sposób w jaki to się dzieje nie ma nic wspólnego ze standardami cywilizacyjnymi i ochroną środowiska. I tak dla przykładu, stary tankowiec, czy wycieczkowiec po prostu wpływa taranem na taką plaże, gdzie czeka już na niego stado umorusanych, półnagich robotników. Za pomocą najprostszych narzędzi rozbierają go na części pierwsze, nie zważając na wydostające się związki chemiczne, które zanieczyszczają wodę, ziemię, a także i ich samych. Plaży nie widzieliśmy, ale sama droga do niej, już dużo dawała do myślenia i pobudzała wyobraźnię. Pobocza są szczelnie wypełnione przedmiotami, które zostały wymontowane ze statków. A co można tam kupić? Zobaczcie sami. Zaznaczam, że jest to zaledwie bardzo maleńki wycinek tego co tam jest składowane.


PARK SASAN GIR

Gudżarat może zaskoczyć, nieprawdaż?

Jeśli myślicie, że lwy można zobaczyć tylko w Afryce lub ZOO, to jesteście w błędzie. Sasan Gir to jedyne poza czarnym lądem miejsce na świecie, gdzie je można spotkać. Tak jak podczas każdego safari, należy się liczyć z tym, że akurat tego dnia nie będą nam się chciały pokazać. Decyduje o tym szczęście, które niestety nam nie dopisało. Lwów nie widzieliśmy, ale i tak byliśmy bardzo zadowoleni z okoliczności przyrody jaka nas otaczała.


JUNAGADH
 
Teraz będzie trochę o pięknie zaklętym w kamieniu. Bliskość Pakistanu sprawia, że w miastach Gudżaratu żyje dużo ludności wyznania muzułmańskiego. Junagath jest właśnie takim miastem. Znajduje się tu ciekawa budowla z XIX w. Jest nią Mauzoleum Mahabat Makbara. Jej osobliwość wynika z połączenia kilku stylów. Ta mieszanka architektoniczna euro-indo-islamska wywołuje mieszanie uczucia. Z jednej strony intryguje, a z drugiej sprawia wrażenie kiczowatej. Po bokach stoją cztery minarety z fikuśnymi, krętymi schodami. Na każdy z tych minaretów można  było wejść.

Gdy wspinaliśmy się na jeden z minaretów, za murami mauzoleum przechodził kondukt żałobny składający się z samych mężczyzn ubranych na biało. W islamie pogrzeb i śmierć jest ubrana w kolor biały. Całun, którym owija się zmarłego jest właśnie w takim kolorze. Biały oprócz zielonego to ukochany kolor Proroka Muhammada. Ciało zmarłego musi być pochowane nie później niż 24 godz po śmierci. Żałobnicy tak jak tu, to głównie mężczyźni.
Po obejrzeniu tej dziwnej budowli, pojechaliśmy do Fortu Uparkot położonego u podnóża wzgórza Ginar. Tam mieliśmy sposobność zobaczyć stary cmentarz muzułmański, a w obrębie murów  fortu piękny kamienny meczet. Junagadh, choć prowincjonalne, to miasto z charakterem- lekko zapuszczone, z typowym indyjskim bałaganem. Takie właśnie mieściny są najciekawsze. Turystów jak na lekarstwo. Nikt tu nie myśli jak by zarobić na białym turyście. Ludzie byli trochę zażenowani i zdziwieni naszą obecnością. Mimo to serdecznie się do nas uśmiechali.




BHUJ

I to będzie już ostatnie miejsce, do którego dziś chcę Was zabrać. Pod nazwa Bhuj kryje się nieduże jak na indyjskie możliwości miasto, gdzie stare miesza się z nowym. W 2001 miało tam miejsce poważne trzęsienie ziemi, zginęło ok 20 000 ludzi. Ucierpiała znaczna część miasta w tym tez zabytki i najcenniejszy XVIII wieczny Pałac Aina Mahal . Zbudowano go w lokalnym stylu, ale przyozdobiono europejskimi elementami, takimi jak szkło, kafle czy lustra. Ozdobiono nimi ściany, filary, sufity czy okna. W tej części Indii ma to miejsce dość często. Sporo jest w nim muzealnych eksponatów z minionych epok.


W Bhuj nie można pominąć śnieżnobiałej marmurowej światyni  Shri Swaminarayan. Jej koronkowe zdobienia zachwycają, a przechadzanie się po gładkiej, lśniącej jak lustro marmurowej posadzce, to wielka przyjemność.


No i dobiegła końca moja opowieść po tym niezwykłym stanie Indii, jakim jest Gudżarat. Dużo widzieliśmy, ale myślę, że niezobaczonych przez nas atrakcji starczyłoby na kolejną wyprawę. Namawiam wszystkich, którzy odważą się zawitać do Indii, aby poznawali je nie tylko od strony znanych zabytków, obleganych i zadeptywanych przez rzesze turystów. Spróbujcie zboczyć z utartych ścieżek, a poznacie Indie dogłębniej i poczujecie  prawdziwą ich magię. Podróż po Gudżaracie jest na to przykładem. Dziękuję wszystkim odwiedzającym i zapraszam już dziś na kolejną  ich odsłonę Mam nadzieje wyruszyć z Wami na przeciwny ich kraniec.






 





7 komentarzy:

  1. Ula! Ależ tu mnóstwo pięknych miejsc i wrażeń! Zacznę od tytułowego zdjęcia, to prawdziwie mistrzostwo złapać sól w locie. Niezwykłe zdjęcie, gratuluję, ale też nie dziwię się zbytnio znając Twój talent ;) Bardzo podobał mi się Gudżarat pokazany przez Ciebie. Krajobrazy, ludzie, przyroda. Indie zapewniają komplet wrażeń. Bogactwo jakie można podziwiać w Indiach, gdziekolwiek w zasadzie się człowiek uda wzbudza respekt i szacunek wobec kultury. Jestem zachwycona wpisem, ale to chyba nic nowego. Dziękuję za moc wrażeń :)
    p.s. Nilgaie udało mi się sfotografować w Parku Narodowym Keoladeo o świcie. Są duże, zgrabne i majestatyczne, a samiec ma inne ubarwienie niż samica. Są na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu, czytanie Twoich komentarzy zawsze mnie uskrzydla.nikt, tak jak Ty nie potrafi zachęcić mnie do kolejnego wpisu. Dziękuję Ci za to bardzo. Indie nigdy mnie nie przestaną zachwycać. Choć wielokrotnie borykalismy się z różnymi trudnościami, to zawsze do nich wracamy z wielką ochotą i ciekawoscią. Trudy podróży zawsze są tam wynagradzane. Teraz właśnie zaczynamy planować kolejna wyprawę. Małgosiu, napisz proszę, w którym dokładnie wpisie pokazywałaś te antylopy. Zajrzę z ochotą. Jeszcze raz dziękuję za przybycie i komentarz. Pozdrawiam serdecznie Urszula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula bardzo cieszę się, że choć trochę mogę Cię zachęcić do pisania bloga. Oczywiście moje zdanie zawsze jest oparte na tym co widzę tu i odczuwam :) Wiem jak aktywnie żyjesz, a prowadzenie bloga jest czasochłonne, dlatego cieszę się że choć trochę wspomnień jest tu. Zdjęcia w połączeniu z przeżyciami stanowią (jak dla mnie) idealną całość. Planujecie Indie? Jestem bardzo ciekawa co i jak ;D Nilgaie są tu https://akacjowyblog.blogspot.com/2014/04/niezwyka-przyroda-parku-keoladeo-w.html. Pozdrawiam :) Też pisząc z telefon mam te same problemy.

      Usuń
    2. Myślę, że będzie to kawałek Biharu i środek Indii- Madhya Pradesh z Chhattisgarrh. Na razie to plany. Szukamy biletu w rozsądnej cenie, ale ciężko jest. Jeszcze miesiąc temu LOT miał dobre ceny a teraz zwariował. Jest droższy od Qataru. Zaraz zajrzę do Waszego posta. Pierwotnie myślałam o tym parku, ale program ewoluuje i zupełnie pomijamy rejon Delhi. Jeszcze raz dziękuję. Pozdrawiam Urszula

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że uda Wam się znaleźć coś w rozsądnej cenie. Miłego planowania :) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Przepraszam za małe błędy. Piszę z telefonu w drodze.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © PODRÓŻE Z KORDULĄ , Blogger